Trzynaście kotów


Zbiór opowiadań, którego motywem przewodnim są koty był przypadkowym wyborem. W zasadzie, gdy ktoś mnie pyta co wolę, psy czy koty, odpowiadam, że konie i to zamyka sprawę. Ale jeżeli miałabym odrzec z nożem na gardle, to moimi faworytami okazałyby się psy. Co nie znaczy. że nie darzę kotów żadną sympatią. Po antologię nie sięgnęłam jednak w celu zweryfikowania mojego stosunku do tych zwierzaków, a z racji tego, że w zbiorze pojawiły się teksty kilku bardzo znanych polskich fantastów, a opowiadania uważam za świetne próbki pokazujące możliwości pisarza.

Jak wskazuje tytuł - w książce znajduje się trzynaście opowiadań, a więc całkiem sporo. Różnią się one długością, niektóre liczą około trzydziestu, czterdziestu stron, inne zajmują objętość trzech, czterech kartek, więc w zależności od tego, na które się trafiło, można było machnąć je bardzo szybko, a czasem poświęcić trochę więcej czasu na lekturę. Na odwrocie wymieniono nazwiska twórców opowiadań i to dzięki Sapkowskiemu, Dębskiemu, Dukajowi i Białołęckiej postanowiłam zapoznać się z treścią Trzynastu kotów.

Najbardziej do gustu przypadło mi z pięć, może sześć opowiadań, a zatem mniej niż połowa. Na tej zasadzie zwykle stwierdzam, czy zbiór można określić mianem dobrego. Jeżeli większość mi się podobała, jest okej. Nie będę komentowała z osobna każdego z opowiadań, a jedynie napiszę po krótce o tych, o których warto wspomnieć, choćby i po to, żeby przestrzec przed lekturą.

Na pierwszy ogień niechaj idzie Sapkowski. Wyjątek wśród autorów, bo w jego przypadku pojawiły się dwa teksty z kocią tematyką. Jeden napisany na potrzeby zbioru i jeden z wcześniejszego okresu umieszczony "bo nie można go było pominąć", jak twierdzi pomysłodawczyni. Opowiadanie to, a mowa o Muzykantach jakoś nie specjalnie mnie uwiodło i męczyłam się w czasie czytania. Nie miałam możliwości wkręcić się fabułę, a pomysł nawiązujący do Muzykantów z Bremy mnie znudził. Natomiast pierwsze opowiadanie, napisane z perspektywy kota z Cheshire i będące wariacją na temat baśni o Alicji niesamowicie mnie wciągnęło. Zarówno stylem, jak i występującymi w nim bohaterami, Złote popołudnie zaskarbiło sobie moje uznanie, a i pobudziło apetyt do spróbowania twórczości Andrzeja Sapkowskiego.

Kolejnym tekstem, który bardzo mnie pochłonął, w zasadzie znajdującym się przed Złotym popołudniem był Ponieważ kot autorstwa Jacka Dukaja. Cudowny przykład opowiadania, w którym nie zwracamy najmniejszej uwagi na bohaterów, bo są oni tylko przekaźnikami myśli autora i prowadzą dialog, w którym zawarto sedno tej myśli. Cudo! I pomimo faktu, że sporo było terminologii rodem z science fiction, a czasem musiałam sobie pewne fragmenty czytać kilkukrotnie, żeby załapać sens, to i tak jestem pod wrażeniem. 

Ale czyż sama wiedza o prawdziwej naturze rzeczy nie daje wiedzącemu przewagi nad otaczającym go tłumem ignorantów?

Włodzimierz Kalicki, autor mi nieznany, choć mający na koncie kilka książek wprowadził czytelnika w świat tajnego wojskowego projektu z wykorzystaniem możliwości szpiegowskich nowo stworzonego gatunku kota. Uśmiałam się przy lekturze, spodobał mi się pomysł i z żalem skończyłam lekturę marząc o przeczytaniu książki, w której rozwinięto by ideę Kota typu Sealth.

Do dzikiego i namiętnego ziewania a także irytacji i przekonania, że więcej po twórczość autorki nie sięgnę doprowadziło mnie opowiadanie Usta boga. Jedyny, malutki jego plus to fakt, że "akcja" umiejscowiona została w dżungli. Kolejny przykład autorki, którą lubię jako osobę, a nie jako pisarkę. Mowa o Ewie Białołęckiej, której Naznaczeni błękitem już mnie nieco wynudzili. Zaczęłam czytać jej opowiadanie z lekkimi i jak widać uzasadnionymi obawami. Tej pani już podziękuję!

Przyjemną w lekturze perełką okazał się Dotyk pamięci w którym wykorzystano nie raz już powielany motyw zakazanej miłości, który w tym wykonaniu bardzo mi się spodobał. W zasadzie kot nie pełnił w opowiadaniu Kołodziejczaka głównej roli, ale ani trochę mi to nie przeszkadzało. Polubiłam bohaterów, ich historia została w odpowiednio zgrabny i szybki sposób zarysowana, tak, aby można było spokojnie skupić się na kulminacji. O ile romanse zazwyczaj mnie nudzą, bo ponoć na temat miłości powiedziano już wszystko, to w tym przypadku bardzo miło opowiadanie wspominam.

Konrad Lewandowski i jego Rydwan bogini Freyi miały zaszokować, ale jakoś mnie szok nie dopadł podczas czytania. Co nie zmienia faktu, że zaliczam opowiadanie do bardziej udanych w tym zbiorze. Było to ostatni tytuł, o którym napisać chciałam, bo cała reszta nie wyróżniała się niczym szczególnym, momentami mnie nużyła, momentami ciekawiła, ale koniec końców nie wróciłabym do tych tekstów. Dlatego też, pomimo wymienionych wyżej perełek oceniam antologię jako dość przeciętną. Polecić mogę tym, którzy chcą spróbować twórczości polskich fantastów, ale nie mają jeszcze ochoty sięgać po ich obszerniejsze tytuły, a także amatorom kotów, które przedstawione zostały w różnych rolach czasem na pierwszym planie, a czasem w tle.

Moja ocena: 6,5/10

Autor: Jacek Dukaj, Eugeniusz Dębski, Andrzej Sapkowski, Marcin Wolski, Ewa Białołęcka, Tomasz Kołodziejczak, Andrzej Zimniak, Konrad T. Lewandowski,Włodzimierz Kalicki, Piotr Goraj, Maciej Żerdziński, Iwona Żółtowska
Wydawnictwo: SuperNOVA
Ilość stron: 284
Rok wydania: 1997

Komentarze