Władca pierścieni: Dwie wieże


Czyli jak tu ekscytować się wędrówką?

Znów nie będzie to recenzja - wydaje mi się, że tolkienowskie dzieło nie zasługuje na coś o tak sztywnych ramach jak recenzja. Nie umiałabym recenzować Mistrza. Mogę natomiast o moim kolejnym spotkaniu z nim opowiedzieć.

Władca pierścieni nie jest trylogią. To jedna powieść podzielona w okresie jej debiutu rynkowego na trzy części. Dlatego też, sięgając nawet po osobny egzemplarz Dwóch wież (ja mam wydanie jednotomowe) wkraczamy w środek historii, którą brutalnie urwano nam za pomocą twardej/miękkiej okładki lub pustej białej kartki na końcu Bractwa pierścienia. W związku z tym nie będę szczegółowo przybliżała stanu fabuły - kto czytał/oglądał wie, co się stało. Kto nie czytał, teraz mogę mu wyrzucać, że ma co nadrabiać (bo ja już nadrobiłam, przynajmniej 2/3 całości). Jak jednak odebrałam kolejna porcję historii o hobbitach, pierścieniu i wielkim, wszystkowidzącym okiem gorejącym pośród ponurych terenów Mordoru?

[...]nie kocham lśniącego miecza za ostrość jego stali, nie kocham strzały za jej chyżość ani żołnierza za wojenną sławę. Kocham tylko to, czego bronią miecze, strzały i żołnierze: kraj ludzi z Númenoru. I chcę, żeby go kochano za jego przeszłość, za starożytność, za piękno i za dzisiejszą mądrość.

Do Tolkiena trzeba dojrzeć, jak prawi moja mama. Jego styl jest godnym zachwytu, ale tylko wtedy, gdy delektujemy się tymi opisami, mamy do nich cierpliwość, jesteśmy w stanie się na nich skoncentrować i pobudzić wyobraźnię. To nie jest książka, której stronę można ledwie musnąć wzrokiem i przeskoczyć pozbawione dialogów fragmenty. Na uwagę zasługuje w moim mniemaniu szczególnie scena batalistyczna, której opis chłonęłam z niemałym zainteresowaniem. Może też dzięki temu trzecią księgę (każda "część" Władcy jest podzielona na dwie księgi, Dwie wieże rozpoczyna księga trzecia co tylko potwierdza fakt o jednolitości tej historii) przeczytał z o wiele większym entuzjazmem, niż czwartą.

Wiadomo tylko o tych, którzy wytrwali do końca, choć nie zawsze ten koniec był szczęśliwy.

Porównałam mój entuzjazm przy lekturze na początku i na końcu, więc coś musiało nie zagrać, prawda? No właśnie. Czwarta księga, w której skupiono się na poczynaniach Froda i Sama nie do końca mnie zadowoliła, co zrzucam na karb tego, że to zwyczajnie środek historii, który jest pomostem do wielkiego finały. Właśnie przyszła mi do głowy jeszcze jedna teoria, dużo bardziej mroczna i wydawać by się mogło, logiczna, zważywszy na moje Mordorowe upodobania. Ale wolę się nią nie chwalić. W każdym razie początek lektury cieszył się większym zainteresowaniem z mojej strony, nawet jeżeli całość i tak określam mianem znakomitej. Zdarza się, nawet najbardziej mistrzowskie dzieła mogą w niektórych fragmentach okazać się nużące, nadal pozostając mistrzowskimi.

Oprócz niejednokrotnie zachwycających opisów przy lekturze tolkienowskiego tomiszcza można zapałać sympatią do bohaterów. Moją zdobyli, już wcześniej, a teraz utwierdzili w przekonaniu o jej słuszności Gandalf i Gimli oraz Frodo, a co ciekawe, Golum. Tak, tą szarą wkurzającą pokrakę też polubiłam, co mnie zastanawia, nie wiem, czy nie najbardziej, po lekturze Dwóch wież.

Może jest prawym człowiekiem, a może nie. Pod maską pięknych słów potrafi się skryć bardzo szpetna dusza.

Tolkien zawarł wiele mądrości we Władcy pierścieni. Myślę, że jest to coś równie ważnego, jak cała historia, a może i nawet coś bardziej znaczącego niż cała historia, oczywiście nie umniejszając znaczenia tej wędrówki, walk i przygód, które napotykają bohaterowie. Ale czy byłaby to ta sama historia bez odwagi, poświęcenia i pragnienia jej bohaterów? Czy bez honoru i lojalności wszystko potoczyłoby się tak, jak miało to miejsce w książce? Na pewno nie i za takie wartości, umiejętnie wplecione w fabułę należy cenić dobrą literaturę, a na takie miano Władca pierścieni na pewno zasługuje!




Komentarze