Przeminęło z sierpniem

Sierpień był miesiącem dziwnym. A jego czytelniczy początek bardzo chciałabym wymazać z pamięci... Pod koniec nieco się rozleniwiłam i nawet momentami miałam całkowity odrzut od czytania. Mimo to udało mi się przeczytać sześć książek. To i tak wynik lepszy od standardowego i to o połowę tego standardowego (teraz uczniaki liczą ile to jest "standard", skoro sześć jest wynikiem o połowę lepszym. Nie no, taka okrutna nie będę, ale miesiąc wakacji jeszcze przede mną...).


A dokładniej to przeczytałam:
  1. Front burzowy (Jim Butcher)
  2. Obietnica mroku (Maxime Chattam)
  3. Pierwsze dni (Rhiannon Frater)
  4. Upadek króla Artura (J. R. R. Tolkien)
  5. Poczet skoczków świata (Marek Serafin)
  6. Ojciec chrzestny (Mario Puzo)
Zwycięzcy i przegrani:
Najlepsza książka miesiąca: Upadek króla Artura
Najgorsza książka miesiąca: Front burzowy i Pierwsze dni (szczególnie)

Opublikowałam postów: 7
Recenzji pojawiło się: 3
Obserwatorzy: pojawiło się Was pięcioro i w sumie liczycie 218-osobową grupę ;)

Wyzwania:
Grunt, to okładka: 2
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu: 71,1 cm + 15 cm = 86,1 cm

Co robiłam w sierpniu? Obijałam się. Prawie nic produktywnego - poza wypadem do Rybnika na koncert Linkinów, o którym być może napiszę krótką relację. Jedno wiem na pewno - to zespół, który znaczy dla mnie tak wiele, że na każdy kolejny koncert na pewno będę jeździła. Sporo książek do mnie przybyło, ale w tej sprawie pojawi się osobny post ze stosami. Bo poszło się do biblioteki i zamiast jednej książki wzięło trzy... No i mam do tego zaległych kilka postów, których zapowiedzi figurują gdzieś tu po prawej. Jak już mówiłam - rozleniwiłam się okropnie i to, że mam pomysł na wpis nie oznacza, że go zrealizuję w ciągu tygodnia, dwóch... Do tego pyknęło mi 50000 wyświetleń i z tej okazji... nie zaplanowałam, ani nie planuję nic. Mniej więcej pamiętam tylko, kiedy zaczęłam blogować, ale nie świętuję jakichś dat czy okrągłych ilości wyświetleń.
A teraz poprawka - 9 września trzymajcie za mnie kciuki (o ile ktoś mi życzy dobrze, zmuszać nie mam zamiaru). Myślę, że problemów mieć nie powinnam, bo był to najprostszy egzamin w sesji. A to oznacza tylko jedno - jestem chyba stworzona jedynie do wielkich rzeczy.

Komentarze