Wątpliwości nie ulega, że większość książek, po które sięgam to fantastyka, Gatunek, w którym czuję się najlepiej. Nad jego subiektywną wyższością w stosunku do innych rozwodzić się nie mam zamiaru, bo nie o tym miał być post. Chciałam napisać o zjawisku dopasowania charakteru muzyki do czytanej z wspomnianego cześniej gatunku książki. Odpowiednio dobrane utwory niewątpliwie wprowadzają odpowiedni nastrój, a także pobudzają wyobraźnię. Nie raz słuchając muzyki odpływałam myślami w kierunku epickich bitew, o których kiedyś czytałam, czy pełnych patosu momentach rycerskich starć. A o jakich wykonawcach chciałam przy okazji fantastyki wspomnieć?
1. Two steps from hell - jak podpowiada last.fm wytwórnia zajmująca się oprawą muzyczną między innymi trailerów. W 2010 roku pojawił się pierwszy album, z racji zainteresowania fanów piracących utwory. Osobiści uwielbiam Two Stepsów, choć rzadko ich słucham, ale nie przeszkadza to w zachwycaniu się nimi. Na niektórych utworach wręcz chce mi się płakać od natłoku emocji, a nie jestem osobą łatwo ulegającą napływającym łzom i ogólnie dość rzadko dającą się ponieść. Chociaż, w kwestii muzyki, tej ulubionej, którą w zasadzie czczę i traktuję czasem jako wyznanie... Nic dziwnego.
2. X-Ray Dog - sytuacja podobna jak powyżej - również wytwórnia powiązana z muzyką do trailerów z ta małą różnicą, że to moje własne odkrycie, a nie wykonawca podsunięty przez kogoś znajomego. Któregoś pięknego razu poszukiwałam muzyki pasującej do historii, którą pisałam i znając moje zamiłowanie do muzyki pełnej patosu, epickiej wyszukałam sobie twórców powiązanych z tymi frazami. Właściwie samo wpisanie "epic/fantasy music" nakieruje na bardzo dobra kompilacje takich ścieżek. Polecam do czytania...
3. E. S. Posthumus - kolejny mój wynalazek, w czasie szperania w podsuwanych przez youtube'a propozycjach. Duet braci zajmujących się symfoniczną muzyką wykorzystaną w znanych filmach. Skrót E. S. oznacza Experimental Sounds. Duet działał na przestrzeni lat 2000-2010 i ma na koncie trzy albumy, w czerwcu 2010 pojawiła się informacja o śmierci jednego z braci i E. S. Posthumus przestało istnieć. Nie znam wszystkich utworów, ale sporo mam na telefonie, moimi faworytami są poniższe dwa - Tikal i Nara z pierwszego albumu. E. S. Posthumus inspirowali się filozofią pitagorejską określającą muzykę jako harmonię.
4. Amon Amarth - twórcy death metalu określanego jako viking metal i to do mnie najbardziej przemawia. Nie słucham nagminnie metalu, ale cenię sobie ten gatunek i "Amoni" to jedna z kolejnych ścieżek, na które zabłądziłam w czasie wędrówki po youtube. Bardzo energetycznie grają, a i klimaty wikińskie do mnie przemawiają, choć mam na koncie tylko jedną książkę z tej kategorii. Również nie miałam ochoty poszukiwać innych zespołów grających podobną muzykę. A na last.fm właśnie doczytałam, że nazwa zespołu wywodzi się od tolkienowskiej Góry Przeznaczenia. Człowiek się całe życie uczy...
Oprócz powyższych, które wielbię i często włączam sobie do lektury fantastyki słucham pojedynczych utworów z filmowych kompilacji (od czego to mamy OST z Władcy, Gry o tron i Harry'ego?) i tematycznych mixów na yt. Przewijają się też utwory Paradise Lost i Tiamatu - również metal, który w wydaniu symfonicznym najbardziej pasuje mi do książek spod znaku magii z klingami, epickimi bitwami działającymi na wyobraźnię... Z pojedynczych perełek, które polecam mogę wymienić między innymi Audiomachine - Fallen Army (zajebiste!) i Battle of the night elves Dereka Fietchera.
Kilka dni mnie nie było i chwalę sobie ten urlop. Nadejdzie niebawem moja opinia o Upadku króla Artura (zła książkowa passa się skończyła, ale jakoś książki spod pióra Tolkiena raczej nie można się obawiać. Nawet jeżeli to młodszy Tolkien...) i być może wstawię niebawem stosy (dwie cegły po 800 stron minimum przybyły...) i może w końcu zmuszę się do napisania czegoś na temat pierwszego sezonu Salem. Zaległości na blogach ponadrabiam w nadchodzącym tygodniu i oczywiście zrobię to co zawsze, gdy pojawia się jakiś plan - całkowicie od niego odbiegnę.
Kilka dni mnie nie było i chwalę sobie ten urlop. Nadejdzie niebawem moja opinia o Upadku króla Artura (zła książkowa passa się skończyła, ale jakoś książki spod pióra Tolkiena raczej nie można się obawiać. Nawet jeżeli to młodszy Tolkien...) i być może wstawię niebawem stosy (dwie cegły po 800 stron minimum przybyły...) i może w końcu zmuszę się do napisania czegoś na temat pierwszego sezonu Salem. Zaległości na blogach ponadrabiam w nadchodzącym tygodniu i oczywiście zrobię to co zawsze, gdy pojawia się jakiś plan - całkowicie od niego odbiegnę.
Komentarze
Prześlij komentarz
Drogi czytelniku, liczę na to, iż pozostawisz po sobie coś więcej niż tylko dwu wyrazowe stwierdzenie "Chyba przeczytam", albo "Brzmi ciekawie". Byłabym niezmiernie wdzięczna za lekkie wysilenie się co do treści zamieszczanej w komentarzu.
Z góry dziękuję za wszelkie opinie, nie tylko pozytywne, ale i krytyczne, jestem otwarta na sugestie i skłonna do podjęcia dyskusji.