Wydania bardziej i mniej przystępne


Na prawdziwe dzieło składa się zarówno treść, jak i forma. Nie raz już padały słowa o przeroście tej ostatniej, nad tym pierwszym. Sytuacja nieciekawa, bo faktycznie w przypadku książek najważniejsza jest historia, którą chce nam przekazać autor. Ale w oderwaniu od niej chciałam rozpatrzyć w jaki sposób jest nam owa historia podawana. 

Nie ma co się oszukiwać - na nasze zainteresowanie książką mocno wpływa to, w jakiej formie jest nam ona podawana. Nawet, jeżeli czytelnik należy do grona osób, które bardziej sugerują się opisem fabuły przy wyborze lektury, w czasie czytania samo wydanie wpływa na nasz komfort. Można by rzec, że jest to temat rzeka, bo gdy zastanowić się głębiej, na wspomniane przeze mnie wydanie i jego przystępność wpływa całkiem sporo czynników. Postaram się je po krótce przedstawić poniżej również nie pozbawiając opisów wstawek o moich własnych preferencjach.

1. Okładka (twarda, miękka, skrzydełka)

Właściwie nierzadko ma decydujące znaczenie przy wyborze książki, ale, pomijając umiejętności grafika, ważna jest też jej wytrzymałość. Grube książki według mnie lepiej prezentują się w twardej oprawie. Powieść taką zazwyczaj czytamy dłużej, niż przez dwa wieczory i nieraz zabieramy książkę z domu. Wiadomo jak bywa lekturą w podróży - w torebce się krzywo ułoży i może przygiąć, albo zarysować o klucze... Samo ocieranie się okładki o inne przedmioty sprawia, że się ona niszczy - wiem, bo czytałam kiedyś GONE w terenie i książka wróciła do domu jako lektura po przejściach.
W przypadku miękkich okładek - są idealne do wydań kieszonkowych i przy cienkich książkach, chociażby dlatego, że mała objętościowo powieść zyskuje dodatkową wagę w przypadku grubej oprawy. A po co?
Okładki ze skrzydełkami też są trwalsze, niż zwykłe, ale jakoś nigdy za nimi nie przepadałam - czasem przeszkadza mi to w czytaniu, a jako zakładki też ciężko tego używać. A drzew coraz mniej...

2. Czcionka i marginesy

Tutaj w zasadzie jestem wielką zwolenniczką klasycyzmu - Times New Roman i słynna "dwunastka". Nie przeszkadza mi zbyt udziwniona czcionka, aczkolwiek nie znoszę tej stosowanej przez Fabrykę słów. Tekst jest raczej drażniący dla moich oczu, a marginesy, co tu dużo mówić, są za szerokie. Książki Fabryki są dość grube objętościowo, ale z gęstością tekstu na stronie jest kiepsko. W większości przypadków w ich książkach na każdej stronie zmieściłyby się jeszcze przynajmniej ze trzy linijki tekstu.
Z drugiej strony w niektórych przypadkach, gdy marginesy są za wąskie (seria o Feliksie Castorze pozdrawia) ciężko książkę się trzyma, bo cały czas trzeba naginać grzbiet, żeby zobaczyć początek linijki.

3. Papier

Zdecydowanie wolę ten żółty - da się czytać na słońcu, a kontrast nie drażni. Im cieńsze kartki, tym lepiej - bardzo podobają mi się książki wydawane przez wydawnictwo MAG. Papier jest dosyć miękki i ich książki czyta się nad wyraz przyjemnie (no, w oderwaniu od samej treści książki oczywiście, bo z tym bywa różnie).

4. Grzbiet

Nie jestem wielką antyfanką "łamania" grzbietu książki. Jak trzeba to trzeba - moje i ja płaciłam, więc jak muszę, to złamię. Kiedyś robiłam to nagminnie, ostatnio mi się już nie zdarza, ale lubię, gdy grzbiet książki jest elastyczny i książkę w połowie otwartą można na spokojnie położyć na blacie, a ona się nie zamyka. Wtedy lektura jest naprawdę przyjemna i nawet większe nagięcie nie niszczy grzbietu. O wypukłych grzbietach w przypadku szytych, a nie klejonych książek nie wspominając...

5. Wielkość

Czyli wydania kieszonkowe kontra "standardowy" format. Kiedyś byłam wielką zwolenniczką kieszonkowych wersji, które przyjemnie się trzymało w czasie czytania. Tak przeczytałam Christine Kinga, ale śmiem twierdzić, że resztę jego książek wolę zdobyć w standardowym formacie. Natomiast Cobena wolę czytać w wersji wygodniejszej przy częstym podróżowaniu z książką. Podoba mi się format pierwszego wydania Gry o tron - wielkość jest idealna. Ani to za małe, ani za duże, a nawet jeżeli książka jest gruba, to łatwo ją ze sobą transportować. Tak, często się przemieszczam, dużo czytam w pociągach.
Jeżeli chodzi o te takie największe książki - podoba mi się ten format, choć jest nieporęczny i z taką wielką Drogą królów (której jesze nie posiadam, ale będę!) nigdzie bym nie pojechała. Innymi słowy - na tym obszarze rozmiar ma zanczenie...

6. Grubość

Na grubość książki wpływa coś, o czym już pisałam, czyli papier. Nieraz spotkałam się z sytuacją, w której czterystustronicowa powieść w jednym wydawnictwie była grubsza niż pięćsetstronicowa wydana przez kogoś innego. Bez sensu! Im cieńszy papier, tym lepiej, książka lekka i wygodniejsza w czytaniu, a i strony lepiej się przewraca.

7. Dodatki (zakładka, mapa, ozdobniki...)

Bardzo lubię i sobie cenię takie elementy. Wydanie jest ciekawsze, bardziej dopieszczone - widać, że komuś na prezencji książki zależało. Na moja aprobatę zasługują też grafiki w książkach, ale tylko wtedy, kiedy są naprawdę dopracowane i nie wyglądają jak przypadkowe szkice zrobione na kolanie. Całkiem niezłe są te z Chłopców wydanych przez wydawnictwo SQN, natomiast grafiki z Hobbita wydanego przez Amber mi się nie spodobały, choć były bardziej dopracowane. Wydawały mi się zbyt mało wyraziste i nie pasowały mi do książki...
Zakładka jest zawsze dobrym pomysłem, bo wtedy nie mam dylematu, którą wybrać ze swojego zbioru. No chyba, że to Gra o tron. Do Gry o tron mam osobną, zakupioną na Pyrkonie, z symbolami wszystkich znaczących rodów...

A teraz dwa zestawienia - jedno dotyczące wydawnictw, których WYDANIA LUBIĘ:

1. MAG
Świetne, cudowne wydania. Ostatnio puścili niektóre wznowienia w twardej oprawie. Sporo dobrych okładek, choć da się zauważyć pewne schematy... Ale mniejsza, brawa dla wydawnictwa.

2. Zysk i S-ka
Coraz więcej książek przez nich wydanych do mnie trafia. Siłą tych książek jest ich prostota i klasycyzm wydania - standardowa czcionka, wąskie marginesy, gęsty, ale przejrzysty tekst.

3. Uroboros
Również przejrzyste i uświetnione grafikami. Nie raz już chwalono wydawnictwo za formę ich książek o faktycznie, jest za co!

...oraz te, których WYDAŃ NIE LUBIĘ:

1. Fabryka słów
Czyli to, o czym już wspominałam - dziwna czcionka, okładki miernej jakości (chodzi mi o to, że niby na tych okładkach dzieje się sporo, ale jakoś do mnie nie przemawiają - oczywiście z wyjątkami, jak na przykład w przypadku książek Patricii Briggs) i szerokie marginesy. Pojawiają się ozdobniki i grafiki, ale też nie w każdej książce...

2. Amber
Właściwie nie lubię ich książek przez wzgląd na słabe, tandetne okładki, to raz, a dwa, że tekst na stronie jest mało przystępny - marginesy dość szerokie, czasem mam wrażenie, że czytam listę zakupów. Na ich obronę mogę dopisać jedynie, że czasem decydują się na oryginalne okładki - co boleśnie (gry przy drugim tomie oryginału nie wykupili) dało się odczuć w przypadku trylogii Lainii Tylor.

3. Rebis

Czytałam od Rebisa nie wiele książek, ale biały, sztywny papier i trudny w obejściu codziennym grzbiet sprawiają, że odkładam w czasie lekturą książek Terry'ego Goodkinda. Wielotomowy cykl wyglądał w empiku bardzo smakowicie, na półce, ale jak pomyślałam o łamaniu grzbietów, do którego będę musiała przystąpić w czasie czytania... Trochę zęby zgrzytają.

A Wy, jakie wydania lubicie...?
(Jak zwykle miałam do napisania więcej na temat tego, co mi się nie podoba...)

Komentarze