Podumowanie czerwca + stos na wakacje + Dni Fantastyki we Wrocławiu i Orange Warsaw Festival


Znaczy ta część z "stosem na wakacje" to tak trochę nie do końca, bo pewnie będę czytała jakieś zaległości, ale przynajmniej dwie książki z poniższych chciałabym "zrobić" w nadchodzących miesiącach.


Od góry:
1. Dracula (Bram Stoker) - zobaczyłam to wydanie Draculi i od razu zapragnęłam zabrać je ze sobą, a kosztowało mnie bodajże 9,50? Kocham Dedalusa!
2. Sny bogów i potworów - Część 1 (Laini Taylor) - miało nie być u nas wydane, a jednak się udało, co mnie niezmiernie cieszy. Nie zacznę czytać, nim nie zdobędę drugiej części. Ten podział mnie denerwuje, ale z drugiej strony, wydawnictwo musiało jakoś przecież zarobić, skoro już się ulitowało nad czytelnikami.
3. Nomen Omen (Marta Kisiel) - Kiedyś polecano mi tą książkę. To powód pierwszy, dla którego ją zamówiłam. Powód drugi, to niska cena (coś koło 15 zł?). Powodem trzecim jest moja chęć poznania nowych polskich autorów fantasy. A fabułę osadzono w moim rodzinnym mieście, we Wrocławiu!
4. Po drugiej stronie cienia (Piotr Sender) - kolejna książka z promocji na stronie Empiku, która faktycznie kwalifikowała się do kategorii "Promocja". Co więcej, tę powieść też chciałam przeczytać, autor rodzimy, i tytuł polecany. Z resztą, miałam ochotę raz sobie zaszaleć z książkami.


5. Ponadto, co widać na zdjęciu, zdobyłam jeszcze udostępnioną przez autora za darmo elektroniczną wersję Opowieści niesamowitych. Pana Rusnaka miałam okazję poznać na zeszłorocznych Dniach Fantastyki we Wrocławiu i bardzo go polubiłam, a jego prelekcje były ciekawe. Podobno Opowieści niesamowite są dobre, a może ja przekonam się do czytania w wersji elektronicznej? Zobaczymy.




Teraz będzie podsumowanie czerwca, który wypadł lepiej, niż wypaść miał. Myślałam, że ledwie uda mi się przeczytać dwie książki, czego powodem miała być sesja, która przeszła już do historii. Wyszło więcej i w dodatku zebrałam się i doczytałam coś, co męczyłam od kilku miesięcy. A przeczytało mi się:
1. Na gorącym uczynku (Harlan Coben)
2. Pocałunek żelaza (Patricia Briggs)
3. Pies Baskerville'ów (Arthur Conan Doyle)
4. Łotr (Trudi Canavan)

Najlepszą powieścią pod kątem ocen okazał się Pocałunek żelaza, choć przyznam szczerze, że żadna z książek nie wywołała u mnie jakichś niesamowitych emocji. Łotr był dobry, ale Canavan, mimo tego, że pisze przyjemnie, nie jest w stanie doprowadzić mnie do ekscytacji lekturą. Najsłabszą powieścią okazał się Pies Baskerville'ów, dzięki któremu przekonałam się, że na razie powinnam odpuścić sobie twórczość Doyle'a, która najzwyczajniej w świecie mnie nie kręci.

Postów w czerwcu było: 7 (standard)
Recenzji pojawiło się: 3
Pojawiło się też trzech nowych obserwatorów i jest Was już 208.

Wyzwania:
Grunt, to okładka: - (znów)
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu: 45,9 cm + 10, 7 cm = 56,6 cm. Co oznacza, że w tym tempie, za pół roku będę miała nie wiele ponad metr przeczytane. Trzeciego podejścia do wyzwania w przyszłym roku nie robię, tym bardziej, że roboty w obliczu ostatniego roku licencjatu będzie więcej. Amen.

Co się działo w czerwcu?

KONCERTOWO
Byłam na jednym dniu Orange Warsaw Festival, bo grali Three Days Grace i Papa Roach. Na koncertach bawiłam się świetnie, a wspomnienia z tych chwil pewnie nigdy nie zanikną. I nie żałuję ani trochę, że pojechałam pomimo tego, że po koncercie miałam sześć godzin pod gołym niebem snucia się po Warszawie, bo wcześniejszy wyjazd do Wrocławia mi się nie udał i musiałam wracać zarezerwowanym na godzinę 6 Polskim Busem. Oczywiście, odespawszy eskapadę wróciłam do zasłuchiwania się w twórczości tych dwóch zespołów. "Grejsi" grali genialnie, a i obudził się we mnie sentyment do tego zespołu, bo była to jedna z pierwszych grup, które graly coś ostrzejszego i to między innymi od "Grejsów" zaczęła się moja przygoda z cięższą muzyką. Co więcej, ponownie chwalę sobie artystów, których ściągną Orange Warsaw, bo trzy lata temu również na Orange'u byłam, na moim pierwszym koncercie Linkin Park.
Co do Papa Roach - Shaddix to taki "adehadowiec" na scenie - dużo biega, dużo klnie i świetnie rapuje. Twórczość Roachów bardzo sobie cenię, pomimo tego, że poznałam ich jakoś... dwa lata temu? Jak tak zaczynam wyliczać, ile znam które zespoły, to czuję się staro. W każdym razie karaluchy uwielbiam i podobają mi się też niezmiernie ich teksty. Koncert Roachów oceniam o pół stopnia niżej, niż ich poprzedników, ale zrzucam to na karb mojego zmęczenia (po półtorej godzinnym darciu się przy Painkiller, So what i Human race czy Riot miałam tylko pół godziny na oddech). Poza tym, w nawiązaniu do Three Days Grace warto byłoby wspomnieć o nowym wokaliście, którym został Matt Walst i to jego wokal można usłyszeć na płycie Human. Koleś jest świetny. Co prawda, Adam Gontier miał trochę bardziej charakterystyczny głos, ale Matt i tak wypadł świetnie i marzy mi się najnowcza płyta Grejsów.
Wracając do Roachów - ich kawałki z płyty F. E. A. R. średnio mnie jarają, Dużo bardziej podobają mi się starsze utwory. Jako drugie na koncercie zagrali Between Angels and Insects które najzwyczajniej ubóstwiam i to dzięki temu kawałkowi zainteresowałam się zespołem.
I tak bym mogła pisać o mojej muzyce... akapity... posty... artykuły... książki...

DNI FANTASTYKI
W ostatni weekend wybrałam się na Dni Fantastyki do Leśnicy koło Wrocławia, a moja obecność na tym konwencie najpewniej przejdzie już do tradycji, bo bywam tam od trzech lat. Zaszły pewne zmiany od ostatniej edycji, ale nadal było fajnie. Po raz kolejny przekonałam się, że lubię Jakuba Ćwieka jako osobę i dowiedziałam się trochę o jego planach pisarskich i nie pisarskich. Na przykład o tym, że w świecie Chłopców zaplanował on dwie dodatkowe książki do czteroczęściowej serii, a mają to być opowieści o Kościeju oraz o Skrócie. Szczególnie mnie ta druga ciekawi i muszę koniecznie w wakacje przeczytać tom trzeci Chłopców, bo na jesień ma wyjść ostatnia część.

Ponownie mogłam gościć na panelu Simona Zacka, który już dwa razy zainteresował mnie swoimi prelekcjami, raz na pierwszym Pyrkonie, na którym byłam rok temu (znanym też jako "Ten fajniejszy Pyrkon") i na zeszłorocznym Polconie (panel o Cthulu). Tym razem udało mu się przedstawić historię gatunku fantasy i skonkretyzować czym charakteryzują się podgatunki. Na tym panelu mój stosunek do twórczości Martinia uległ pewnej przemianie, ale o tym napiszę osobny post, kiedyś w dalekiej przyszłości, jak już będę miała za sobą wszystkie wydane do tej pory części Pieśni Lodu i Ognia.

Innym fajnym panelem był prowadzony przez Jacka Komudę blok o koniach. Trochę teorii (dobrze mi znanej) i trochę faktów, o których pojęcia nie miałam. Pojawiło się też trochę anegdotek, których natura jest kwintesencją współpracy z końmi, a mowa o płoszeniu się. Bo koń może przestarszyć się wszystkiego - pnia drzewa, strumyka, szczotki, którą codziennie jest czyszczony, innego konia...

Wbiłam tylko na jeden panel o Grze o tron - taki, na którym prezentowano humorystyczne nawiązania do serialu w postaci memów i parodiujących filmików. Z jednej strony idziesz na taki panel ze świadomością, że będzie to tzw. "youtubeparty" i przeglądanie obrazków zebranych z kewjka, repostuj i innych tego rodzaju kopalnie memów. Z drugiej nie jesteś w stanie się oprzeć atmosferze, jaka zapanuje, gdy w pięćdziesiąt osób będziecie się śmiać z obrazków typu:


Nawet jeżeli suchość niektórych żartów niektórych podłamuje, to dla fanów zarówno sagi jak i serialu o Westeros to czysta frajda. Niestety, podobny panel o Władcy pierścieni nie wyszedł aż tak świetnie, bo prowadząca miała problemy z obsługą laptopa. Ja rozumiem, że nie każdy może sobie radzić z nowoczesną technologią i tak dalej, sama nie jestem fanką nie wiadomo jak ulepszonych wersji różnego rodzaju galaxy, iphone'ów i tym podobnych tworów, ale jeżeli wiadomo, że ktoś będzie prowadził panel, na którym przez sporą część czasu będzie korzystał z laptopa, to nie lepiej sobie to ogarnąć wcześniej?

Pojawiłam się też na panelu u Pani Anety Jadowskiej. Autorka Złodzieja dusz, którego nie znoszę opowiadała o policji w XIX wieku. Przyznam, że słuchało się ciekawie, a styl opowiadania i w ogóle bycia pani Jadowskiej po prostu uwielbiam. I ogromnie żałuję, że nie potrafi ona pisać, o czym przekonałam się na własnej skórze i co napawa mnie ogromnym żalem. Ale do prowadzenia prelekcji w klimacie okołofantastycznym i umiejętnego zainteresowywania słuchaczy Jadowska nadaje się świetnie. Lubię ją jako osobę, ale nie jako autorkę.

Czerwiec był intensywny, ale teraz są wakacje. A więc teoretycznie sporo czasu na czytanie i robienie rzeczy, na które w czasie roku akademickiego czasu nie znajdowałam. Lipiec zaczynam lekturą drugiej części Nawałnicy mieczy...
Na sam koniec: cytat z Psa Baskerville'ów, którego zapomniałam dopisać w poście z recenzją:

Naprawdę złym jest ten mężczyzna, którego nie opłakuje żadna kobieta.

Komentarze