Żelazny anioł

Alan Campbell pisze o bogach. Ale nie takich, jakich znamy z różnego rodzaju mitologii, lecz takich wykreowanych przez niego. W pierwszym tomie Kodeksu DeepGate (mowa o Nocy blizn) z zaciekawieniem śledziliśmy losy bohaterów sprowadzające się do tego, że skończyli oni w Piekle pod DeepGate. To nie jest spoiler. Większość akcji dzieje się właśnie w tymże mieście i pod nim. DeepGate padło, a teraz szykuje się wojna, w której na przeciw boga noży i kwiatów stanie pan piekła, umarły bóg Menoa. Oprócz wyniesionych na piedestał nadludzi nie brak też bohaterów o bardziej przyziemnych zdolnościach. Tak, mowa o ludziach. Są też anioły, półbogowie i demony stąpające po ziemi obficie skropionej krwią. Czyli koktajl bardzo różnorodny.

Przyznam, że ogromnie żałuję tego, co zrobiłam. Pierwszy tom od Campbella pochłonęłam bardzo szybko i w przeciągu dwóch tygodni. Natomiast Żelaznego anioła zaczęłam czytać rok temu i dobrnąwszy do połowy porzuciłam lekturę. Fakt faktem, pamiętam, że lekko nie było, bo panująca w książce ponurość nie zachęcała do lektury w środku lata. Brak tęcz i jednorożców sprawił, że nie chciałam sięgać po książkę Campbella jeszcze rok. I to zaważyło na odbiorze lektury, ale z lenistwa nie chciało mi się zabrać za książkę od nowa. Ale gdy tylko zdobędę ostatni tom i go przeczytam, z chęcią zapoznam się z serią jeszcze raz.

- Tylko proszę, nie zabijaj więcej psów.
- A są jeszcze jakieś w pociągu?
- Nie.
- Więc nie powinno być problemu.*

A wracając do recenzji... Wiedziałam, że ta książka mnie wciągnie, ale gdzieś podświadomie. Podświadomie, bo nie sięgałam po nią przez długi czas bojąc się sama nie wiem czego. Uwielbiam styl Campbella i jego pomysłowość. Stworzył ciekawych bohaterów, nietypowe bóstwa i świetną scenerię. Piekło w wydaniu tego autora rzeczywiście jest piekłem. W dodatku opisy obrazują nam doskonale realia świata Pandemerii i okolic. Można się świetnie wczuć we wszechobecny mrok, ciemność i niepokój panujące na stronach Żelaznego anioła.

Autor wymyślił sporo intryg i myków, o których dowiadujemy w ostatnich rozdziałach. Napięcie na samym końcu książki wywołuje świetny efekt, a samo zakończenie sprawia, że od razu chce się sięgnąć po Boga zegarów. Z chęcią zapoznam się z ostatnim tomem, gdy tylko go dorwę.

Bycie martwym w świecie żywych ma swoje ujemne strony.**

Niestety, nie wszystko jest idealnie. Przy czytaniu Nocy blizn byłam bardziej "wciągnięta" w książkę. Było więcej ironii i cynizmu w dialogach, a i bardziej przywiązałam się do Devona (truciciela) i Carnival (anielicy). Zabrakło mi ich w tym tomie, ale moimi ulubieńcami stali się Hasp i John Kotwica. Z resztą ten ostatni jest zdecydowanie barwną postacią i z zainteresowaniem śledziłam losy tego bohatera. Oprócz tego bardzo ciekawe są transformacje jakie przechodzi Dill i jego dusza. Kolejny plus do autora leci za kreację Skażonego lasu.

Ciężko nie zauważyć, że jestem pod wrażeniem lektury Żelaznego anioła. Bardzo żałuję, że zrobiłam sobie tak ogromną przerwę i to w środku książki. Nic na to nie poradzę, że są serie, które czytam z tak ogromnymi odstępami między kolejnymi częściami. Ale Noc blizn i początek Żelaznego anioła pamiętam wyjątkowo dobrze, więc chyba autorowi naprawdę udało się zakotwiczyć w moim mózgu. Serię o DeepGate polecam, ale przestrzegam, że nie są to lekkie książki na dwa, trzy popołudnia. Jest to fantasy przemyślane i ambitne i wydaje mi się, że niekoniecznie każdemu może przypaść do gustu. 

Moja ocena: 8,5/10

Autor: Alan Cambell
Wydawnictwo: Mag
Ilość stron: 348
Rok wydania: 2006 (za granicą), 2009 (w Polsce)

Kodeks DeepGate:
1. Noc blizn
2. Żelazny anioł
3. Bóg zegarów

Do wyzwań: Przeczytam tyle, ile mam wzrostu (+ 2,1 cm), Z półki

*,** cytaty z książki

Komentarze

  1. Uwielbiam takie książki - oryginalne, z klimatem. :) Nawet okładka mnie zachęca. :) Mam nadzieję, że jak ja już się za nią zabiorę, to przeczytam ją bez większych przerw ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku, liczę na to, iż pozostawisz po sobie coś więcej niż tylko dwu wyrazowe stwierdzenie "Chyba przeczytam", albo "Brzmi ciekawie". Byłabym niezmiernie wdzięczna za lekkie wysilenie się co do treści zamieszczanej w komentarzu.
Z góry dziękuję za wszelkie opinie, nie tylko pozytywne, ale i krytyczne, jestem otwarta na sugestie i skłonna do podjęcia dyskusji.