Wielki mistrz


Nie wiem jak Wy, ale ja dość często stykałam się z opinią, że pierwszy tom jest zawsze najlepszy. Czy to pierwszy tom, czy pierwsza część filmu, czy też pierwszy sezon serialu (nie rozdrabniajmy się w kwestii odcinków). Owszem, często słyszałam takie poglądy, ale po przeczytaniu Trylogii czarnego maga śmiem twierdzić, że seria ta zadaje kłam wcześniej wspomnianym poglądom. Bo oto mamy Gildię magów, która wprowadza nas, co jest bardzo wyraźnie widoczne, w świat magów z Imardinu, Nowicjuszkę, która dodaje sporo wątków jak też budzi w nas nadzieję, na to, że ostatni tom będzie jeszcze lepszy, lepiej dopracowany, bardziej zadbany. Tak, rzeczywiście, pierwsza trylogia Canavan do drugiego tomu prezentuje tendencję wzrostową. Nie dziwi więc, że liczyłam na to, że Wielki mistrz okaże się jeszcze lepszy. I co?

Sonea wiedzie smutny żywot pod opieką... kogoś. Nie mogę napisać kogo. Z racji tego, że jest to recka już ostatniego tomu trylogii, pojawi się wiele informacji o obecnym położeniu bohaterów, ale postaram się nie robić spoilerów z racji tego, że jestem ich wielką antyfanką. Dlatego też dość często będą się pojawiały sformułowania typu "jest gdzieś", "robi z kimś", "doprowadza do czegoś". Liczę jednak na to, że w miarę zgrabnie wszystko mi się uda.

A więc Sonea musi nieustannie spędzać czas z kimś, z kim wcale by tego nie chciała. Natomiast Dannyl prowadzi misję na odległym od Imardinu terytorium Elyne i trzeba przyznać, że wydarzenia w Elyne są bardzo miłą odmianą od akcji toczącej się w Kyralii. Oprócz tego mamy więcej uwagi poświęconej środowisku Złodziei, co niezmiernie mnie ucieszyło i o ile w drugiej części nie pałałam specjalną sympatią do Cery'ego tak teraz stał się on moim faworytem. Wszyscy bohaterowie, jakich poznaliśmy w poprzednich tomach mają swoje pięć minut i to cieszy, bo ja na przykład wielce uradowałam się z obecności Farena, szczególnie w końcowych rozdziałach książki.

Nie da się ukryć, że książki Canavan są obszerne. I cóż tu rzec - nie jestem w stanie wyobrazić sobie, że jakieś fragmenty jej powieści zostają wycięte. Moim zdaniem wszystko jest tu potrzebne i nie wydaje mi się, żeby skrócenie czegokolwiek byłoby wskazane. A tutaj pojawia się paradoks - bo w pewnych fragmentach Canavan potraktowała zdarzenia i postaci trochę powierzchownie, a z drugiej strony... Po około 450 stronach musiałam sobie zrobić od Wielkiego mistrza dłuższą przerwę. Gdy odsapnęłam od książki, zajęłam się innymi, mniej epickimi tytułami (czytaj: zabrałam się za erotyka Anne Rice) mogłam za jakiś czas na powrót bez przemęczenia śledzić losy postaci stworzonych przez Trudi.

Postaci stworzone przez Trudi? W tym tomie Sonea gdzieś mi się zagubiła. W pierwszej części (przepraszam, nie jestem w stanie uniknąć porównania) była bardziej zawzięta, z większą dzikością walczyła o swoje. W Wielkim mistrzu jednak w drugiej połowie książki trochę się ratuje, szczególnie jej zagrywką na samym końcu pierwszej części książki.

Wśród innych postaci które się wyróżniały, muszę podkreślić oczywiście Cery'ego, do którego odzyskałam sympatię i Savarę. Tajemniczą postać zza gór (tak, z Sachaki), która podsuwa nowe zagadki i wzbudza w czytelniku (mnie) wiele emocji.

A teraz się trochę przyczepię. Tytułowy Wielki Mistrz, cóż, ponownie nie został przedstawiony tak, jakbym tego chciała. Już w drugiej części niespecjalnie dobrze go wykreowano. Z tego, co mówili inni magowie można było się domyślić, że postać ta budzi respekt, szacunek i strach. I na podstawie tej opinii, opinii innych postaci, musiałam odbierać Akkarina, bo niestety jego zachowanie nie do końca zgadzało się z jego powszechnym wizerunkiem. Było jakby wyblakłe. Owszem, lubiłam Akkarina, ale nie był tym charyzmatycznym czarnym charakterem, który uwiódł by mnie swoim mrokiem.
Zadziwiające, że w tak obszernej serii, bo w sumie wychodzi ponad 1500 stron (trylogii), tak małą rolę odgrywa król. Dosłownie raz wspomniane jest jego imię. Moim zdaniem postać, która wydaje ostateczne wyroki i sprawuje nad wszystkimi zwierzchnictwo powinna zostać wyraźniej zarysowana...

Kilka lat temu Rothen wytłumaczył jej, że magia nie jest ani dobra, ani zła: liczy się tylko co czyni ten, który się nią posługuje.*

A teraz pozytywy. Przeszłość Akkarina, która porusza czytelnika pod kątem emocjonalnym. Oprócz tego książka tak jak poprzednie części ma świetny klimat, pełen magii i nutki niepewności. Są magiczne walki, zagrożenie i wszechobecny nastrój zbliżającej się wojny. Książki Canavan nie są ambitnym fantasy, ale utrzymują się na przyzwoitym poziomie. Idealnie nadają się na wakacje, z resztą pierwsze dwa tomy czytałam podczas minionych wakacji i chyba podświadomie czekałam na upały i wypady nad wodę, żeby w odpowiednim otoczeniu czytać Wielkiego mistrza. Język autorki jest lekki, ale zasada pierwszego zdania, o której wspominałam podczas recenzji pierwszego tomu rozwinęła się do zasady pierwszego akapitu. Początek rozpoczynającego ostatni tom rozdziału wprowadza nas w odpowiedni nastrój i budzi ciekawość. Nie wyczułam w tym tomie aż tak wielkiej przewidywalności i śmiem twierdzić, że autorka nieco przyłożyła się do książki pod tym kątem.

Choć nie idealny, Wielki mistrz jest dobrą książką dla fanów fantastyki pragnących zapoznać się z czymś mniej wymagającym. Na szczęści Canavan nie popada w banały i nie próbuje nam wcisnąć prostej historyjki o dziewczynie ze slumsów, która zrządzeniem losu staje się gwiazdą wśród elity, ale przemyślanie i nie bez przeszkód prowadzi naszą bohaterkę na szczyt. Prowadzi, ale czy doprowadzi? I czy Sonea odniesie stuprocentowe zwycięstwo? Tego już musicie dowiedzieć się sami, najlepiej z pomocą książki. Polecam jako dobre zakończenie serii.

Widzę to, czego się najbardziej boję, ponieważ tego właśnie wypatruję.*



Moja ocena: 7,5/10

Autor: Trudi Canavan
Wydawnictwo: Galeria książki
Ilość stron: 651
Rok wydania: 2002 (za granicą), 2008 (w Polsce pierwsze wydanie)

Trylogia czanrego maga:
1. Gildia magów - recenzja
2. Nowicjuszka - recenzja
3. Wielki mistrz

Do wyzwań: Z półki, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu (+ 3,5 cm)

*cytaty z książki

Komentarze

  1. Ja mam za sobą zaledwie dwie książki Trudi - jedna bardziej mi się podobała, druga mniej, ale na pewno na tych dwóch nie poprzestanę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam takie tomiska! :) Myślę, że to coś dla mnie. Ciekawe, czy styl autorki by mi się spodobał

    OdpowiedzUsuń
  3. Autorka jest świetna! Każda jej książka jest po prostu cudowna.

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam styl Trudi Canavan, a ta trylogia pozostaje jedną z moich ulubionych. Całkowicie dałam się oczarować prozie tej autorki i z chęcią zrobię to ponownie. W najbliższych planach mam trzeci tom Ery Pięciorga. Jestem też bardzo ciekawa sequelu do Trylogii Czarnego Maga :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja ja na obecną chwilę - odpuściłam sobie te książki. Może kiedyś po nie sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam dość dawo temy całą trylogie Czarnego Maga, bo tak się złożyło, że mój brat ją skolekcjonował. No byłam nią wtedy zachwycona, ale nie wiem czy teraz by mi się spodobała. Nieco gusta mi sie zmieniły, Kiedyś z ciekawości sprawdzę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Może kiedyś przeczytam drugi raz. Pamiętam jeszcze jak na ciemnym pustym korytarzu szkolnym zaczynałam czytać pierwszy tom. Potem kupiłam całą trylogię i dałam bratu, a teraz się biedna książka kurzy (trzy w jednej).

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja nie lubię stylu tej autorki i zawsze na pierwszych częściach kapitulowałam :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy ja to czytałam? Na początku gimnazjum czyli ze 2 lata temu! Ten tom wg mnie był najlepszy, chociaż najnowsza książka Canavan jest chyba lepsza niż cała Trylogia Czarnego Maga. Nie wiem, czytałam tylko 130 stron :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku, liczę na to, iż pozostawisz po sobie coś więcej niż tylko dwu wyrazowe stwierdzenie "Chyba przeczytam", albo "Brzmi ciekawie". Byłabym niezmiernie wdzięczna za lekkie wysilenie się co do treści zamieszczanej w komentarzu.
Z góry dziękuję za wszelkie opinie, nie tylko pozytywne, ale i krytyczne, jestem otwarta na sugestie i skłonna do podjęcia dyskusji.