Przebudzenie śpiącej królewny

Uwaga: Książka przeznaczona dla czytelników dorosłych. Recenzja w sumie też.

Jest dość cienka granica między porno, a erotyką, chociaż momentami można doskonale dostrzec już na pierwszy rzut oka z którym mamy odczynienia. W literaturze ostatnio, za sprawą, jak sądzę, Greya, pojawiła się moda na powieści ze sporą dawką pikanterii. W postanowieniach noworocznych miałam punkt związany z chęcią poznania jakiegoś tytułu autorów piszących erotykę. Przebudzenie śpiącej królewny przywiozłam sobie po wizycie w Wałbrzychu, gdzie książka prawie dwa lata przeleżała. Mimochodem zaczęłam ją sobie podczytywać i dotarłam do fragmentu, w którym jeszcze jako tako byłam lekturą zainteresowana. Potem się pogorszyło...

To przecież nic złego mieć nadzieję, prawda? Owszem, nadzieja matką głupich, ale każdą matkę trzeba kochać. I właśnie nadzieją kierowałam się podczas lektury Przebudzenia śpiącej królewny. Słowem dalszego wstępu rzeknę może coś o zarysie fabuły. Bohaterką tegoż erotyku jest Różyczka, która została uwieziona w najwyższej wieży i śpi pod wpływem klątwy. Ze snu budzi ją książę, który zamiast czułego pocałunku pozbawia królewnę dziewictwa. I właściwie w tym miejscu związek z znaną wszystkim baśnią o śpiącej królewnie się kończy. Różyczka zostaje zmuszona do uległości wobec księcia, musi wypełniać jego rozkazy, zaspokajać zachcianki i godzić się na solidne, niemalże ostateczne upokorzenie. Wszystko czyni po to, żeby nie zostać surowo ukaraną. Jednak pomimo starań i poświeceń szlachcianka co rusz otrzymuje nagany, upomnienia, chłosty, razy, baty... jak zwał tak zwał. Różyczka musi spędzić na dworze królewicza X w ramach podziękowania za wyrwanie jej ze szponów klątwy.

Szkoda, że książka, która mogła być naprawdę dobrym erotykiem, wysmakowanym, z fabułą i ciekawymi postaciami uzyskała poziom mniej niż przeciętny. Gdy tylko Różyczka wraz z księciem wyruszają w drogę do zamku wybawcy akcja skupia się na kolejnych upokorzeniach Różyczki. Zostaje ona pozbawiona odzienia i... nie przywdziewa nic przyzwoitego już do samego końca książki. Różyczka musi znieść spojrzenia prostego ludu w wiosce, który nad wyraz entuzjastycznie reaguje na nagą kobietę. Z czasem dowiadujemy się, że Różyczka posiada niesamowity dar rozbudzania namiętności w członkach (ja jestem taka zboczona, czy to rzeczywiście brzmi dwuznacznie?) królewskiego dworu. Właściwie nic szczególnego poza kolejnymi torturami, wymyślnymi sposobami upokorzeń o podłożu erotycznym, chłostami i macankami się w książce nie dzieje. Wątków pobocznych brak, ciężko mi nawet napisać o jakiejś konkretnej fabule. Fabuła opiera się na zgłoszeniu swojej kandydatury do stanowiska oprawcy Różyczki. Sama bohaterka w żaden sposób nie chwyta nas za serce, w żadnym wypadku nie wzbudza żalu podczas kolejnych kar, które musi ona odbyć.

Ale żeby nie było, coś z fantastyki w tej książce jest. Otóż kobiety nie miesiączkują jak i również nie może dość do zapłodnienia (pewnie w związku z tym, że nie miesiączkują). Nikt się nie zabezpiecza, a okazji do poczęcia nowego życia jest nie mało. Chorób przenoszonych drogą płciową brak. Czyż to nie wymarzone warunki do oddawania się uciechom cielesnym? Tylko trochę marnie widzę przyrost naturalny w królestwie, ale kto by się tym tak zaraz przejmował.

Na co jeszcze mogę się poskarżyć? Nie wiem, czy chodzi o język autorki, czy o prawdopodnnie nieudolne tłumaczenie. Otóż terminologia związana z literaturą erotyczną to temat bardzo drażliwy i śmiem twierdzić, osobisty, bo różne określenia, różnym czytelnikom odpowiadają, lub nie. Ale "miłosne gniazdko", "płeć" jako określenie kobiecych genitaliów, czy też "rozpalony futerał" (do tego samego) to moim zdaniem przegięcia. Być może Anne Rice z powodu braku doświadczenia w tym gatunku popełniła takie błędy albo też jest to wina tłumacza. W każdym razie kiedy już dochodziło do zbliżenia bohaterów czytałam niewzruszona, tudzież oczekująca na taką perełkę, jak te wymienione powyżej. Niektóre bawiły, inne całkowicie nie pasowały do sytuacji.

Pojawia się jednak postać drugoplanowa, dla której Różyczka decyduje się zaryzykować. Książe Aleksy również jest niewolnikiem na dworze Królowej, której imienia nieznamy, ale nie wiele o nim wiadomo. Jedyne informacje, jakie o nim uzyskujemy, to to, że długo nie chciał się poddać swojej Pani, że został wielokrotnie zgwałcony (co nie budzi w żaden sposób smutku czy współczucia) i że potrafi poetycko opowiadać o tym, w jaki sposób był wykorzystywany. Nic więcej, jak z resztą przy wszystkich postaciach.

Jedna, być może dwie sceny wzbudziły we mnie jakieś pozytywne emocje, ale nie więcej. Erotyk na pewno da się napisać bez ciągłego powtarzania tych samych schematów kar jak też da się wymyślić fabułę do takiej książki. Za przeproszeniem, Przebudzenie śpiącej królewny nijak się ma do baśni i niestety nie zasługuje na określenie bardzo miernej lektury. Korekta leży i kwiczy (nawet w opisie z tyłu okładki jest rażąca literówka), czasem dziwiłam się, że od trzech, czterech kartek nie było żadnego błędu. O nie rozpoczynaniu dialogu od nowej linijki nie wspomnę. Pochwalic jeszcze mogę okładkę, która ma łądną kolorystykę i nie razi po oczach, nawet te do połowy obnażone pośladki nie wydają mi się jakoś zasadniczo wulgarne.

Podsumowując, nie polecam. Książka bardzo mało ambitna, monotonna, pie*dolenie o pie*doleniu. Liczę na to, że gdy sięgnę po inne książki Anne Rice nie będę tak zawiedziona. Przygody ze śpiącą królewną kończyć nie mam zamiaru.

Moja ocena: 3/10

Autor: Anne Rice
Wydawnictwo: Mystery
Ilość stron: 241
Rok wydania: 1983 (za granicą), 2010 (w Polsce)

Do wyzwań: Przeczytam tyle, ile mam wzrostu (+1, 9), Z półki

Seria o Śpiącej króelwnie:
1. Przebudzenie śpiącej królewny
2. Kara dla śpiącej królewny
3. Wyzwolenie śpiącej królewny

Komentarze

  1. Mam ochotę poznać twórczość tej pisarki, ale raczej nie przez tę powieść :( Lubie erotyki, a brak comiesięcznych dolegliwości - cóż interesujący pomysł :)
    Fajne podsumowanie - prosto z mostu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Osz... Jakiś czas temu zastanawiałam się, czy nie kupić tej książki... I dobrze, że tego nie zrobiłam. Ten brak miesiączek, to kojarzy mi się z Achają i moim zastanawianiem się przez pół książki czy więcej, dlaczego ona jeszcze nie ma gromadki dzieci. A gwałt zamiast pocałunku pochodzi z oryginału braci Grimm.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ubawiłam się podczas czytania :D na pewno nie siegne :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo irytują mnie właśnie te polskie tłumaczenia -albo bardzo wulgarne, albo jakieś z kosmosu, jak ten rozpalony futerał :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Przy czytaniu recenzji mało nie padłam na ziemię ze śmiechem. Ja nie ogarniam w ogóle tej całej manii na erotyki. Porządny kawałek takiej literatury można przeczytać, ale co czytam recenzje to książki te są wulgarne, nieprzyjemne, niektóre wręcz komiczne... Już wolę przeczytać pikantny romans, a nie coś co zahacza o sado-maso...

    OdpowiedzUsuń
  6. Anne Rice i tak idiotyczna książka?! Nie mniej... genialna recenzja! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetna recenzja, nieźle się uśmialam ją czytając! "Rozpalony futerał" całkowicie mnie rozwalił. No i to, że kobiety w tej powieści nie miesiączkują... Pozostawię to bez komentarza. :) Jakoś za dużo tych erotyków jest teraz.

    OdpowiedzUsuń
  8. Książka z 1983 roku, naprawdę? I tak wkleja się w gusta aktualnych czytelników stricte Grey? Już sama nie wiem jak to świadczy o czytelnikach ;)
    Ta okładka jest doprawdy... zatrważająca.

    OdpowiedzUsuń
  9. Okładka mnie odrzuciła, a do tego ocena... raczej nie sięgnę ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku, liczę na to, iż pozostawisz po sobie coś więcej niż tylko dwu wyrazowe stwierdzenie "Chyba przeczytam", albo "Brzmi ciekawie". Byłabym niezmiernie wdzięczna za lekkie wysilenie się co do treści zamieszczanej w komentarzu.
Z góry dziękuję za wszelkie opinie, nie tylko pozytywne, ale i krytyczne, jestem otwarta na sugestie i skłonna do podjęcia dyskusji.