Klinika śmierci


 Ach, cóż za okrutny konflikt interesów, gdy człowiekowi równocześnie chce się pisać recenzję książki i słuchać polskiego punku... Straszne. To jak dwie twarze, dwie osobowości. Brr... No ale koniec końców, stwierdziłam, że jednak napiszę reckę, bo przemyślenia mogą szybko się z głowy ulotnić.

 Kryminały czytuję rzadko, o czym wspominałam już przy recenzji poprzedniej czytanej przeze mnie książki Harlana Cobena. Inaczej. To po literaturę "niefantastyczną" rzadko sięgam, ale to stali bywalcy bloga pewnie zauważyli. Są jednak tacy autorzy, którzy mnie swoja twórczością zauroczyli niesamowicie już pierwszą książką, z jaką miałam styczność. Do tychże autorów należy Harlan Coben. Mistyfikacją i Bez śladu podbił moje serce i zapewnił sobie miejsce na szczycie ulubionych autorów literatury obejmującej bardziej realne zdarzenia. Czy Klinika śmierci wciągnęła mnie równie mocno, co poprzednie dwa tytuły? Cóż, wskazówką do ułatwienia sobie odpowiedzi na to pytanie winien być fakt, że liczącą ponad pięćset stron książkę przeczytałam... w dwa dni.

 Przyznam, że to pierwszy thriller medyczny z jakim miałam doczynienia. Na książki z tego gatunku czaiłam się już od dawna, ale jakoś się nie składało, żeby takową nabyć (choć od dawna czaję się na powieści autorstwa Robina Cooka). Klinikę śmierci nabyłam przez przypadek, a i lektury nie zaczęłam od razu, swoje odleżeć musiała. Nadszedł długi (i dłuższy dla studentów UWr) weekend, wyjechałam za miasto i zabrałam Cobena ze sobą. Teraz zaczynam żałować, że tak rzadko sięgam po jego książki. Tak, jakbym mu nie ufała. Albo nie miała pewności, że jednak się wkręcę w czytanie kryminału. Albo zapominała, że jeżeli książka jest dobrze napisana, to gatunek nie ma znaczenia...

 Początek był troszkę zagmatwany. Dużo postaci, dużo imion i... na szczęście większości dało się doczepić etykietkę. Nie pogubiłam się, Już od pierwszych stronic towarzyszy nam napięcie. Pojawia się pierwsza zbrodnia, potem dodajmy do tego jeszcze dwie. Co gorsza, to nie koniec, a i tak gęsta atmosfera nie staje się lżejsza ani na chwilę. Uwielbiam w książkach Cobena to, że po każdym kolejnym rozdziale nadal towarzyszy nam niepokój. Uzasadniony. I zwiększa się chęć rozwikłania tajemnicy, jaką tym razem zaserwował nam mistrz gatunku. A najpiękniejsze jest to, że do samego końca jesteśmy zwodzeni. Owszem, można snuć nowe podejrzenia, mnie nawet kilka zdarzeń udało się przewidzieć, ale w stosunku do całej intrygi jest to śmiesznie mała ilość przenikliwości...

 Bohaterowie. Większość polubiłam, lub znienawidziłam, wedle poczynań na kolejnych kartach Kliniki śmierci. Miałam tylko problem z Sarą Lowell, żoną głównego bohatera. Z jednej strony solidaryzowałam się z nią z powodu szpitalnej przeszłości, z drugiej... z nie uzasadnionego powodu irytowała mnie ona. Sama nie wiem czym, ale na szczęście nie przeszkadzało mi to w czerpaniu istnej przyjemności z czytania książki. Bardzo polubiłam Michaela i doktora Harvey'a.

 Warto zauważyć, że autor w tej powieści porusza kilka poważnych problemów i lektura nie tylko serwuje nam rozrywkę, ale i daje do myślenia. AIDS, starcie religijnych poglądów, walka o pieniądze i powszechny problem z tolerancją, a raczej z jej brakiem i homofobią. To wszystko zazwyczaj jest uznawane za tabu, a u Cobena staje się częścią znakomicie skonstruowanej fabuły. Autor bez ogródek przedstawia sprawę nie pomijając żadnych jej aspektów.

 Jestem ciekawa, czym mnie jeszcze Coben zaskoczy w innych swoich powieściach. Po raz kolejny oczarowała mnie jedna z jego tzw. "słabszych" pozycji i co? I nie mogę się doczekać, aż sprawdzę, co jest w jego najbardziej udanych dziełach. Już we wstępie autor pisze, że jeśli jest to pierwsza jego książka, którą czytelnik ma w dłoni to lepiej, żeby odłożył i zabrał się za coś innego. A ja na prawdę nie wiem czemu, bo przecież mnie Klinika śmierci wciągnęła bez pamięci. Czytałam od rana do wieczora, nawet nie mając świadomości, ile stron przemknęło mi pod palcami...

 Bardzo dobry styl i niesamowite pomysły połączone z doskonale obmyśloną intrygą. Zakończenie z trudem idzie przewidzieć, tym bardziej, że gdy już dochodzi do rozwiązania zagadki nadal nie możemy uwierzyć, że to jednak tak wszystko się potoczyło. I za to Cobena uwielbiam. Za tą niepewność towarzyszącą nam do ostatniej strony i niespodziewane zwroty.

Moja ocena: 9/10

Autor: Harlan Coben
Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 512
Rok wydania: 1992 (za granicą), 2013 (wydanie VI w Polsce)

Komentarze

  1. Nie jestem fankom kryminałów, ale na ten jestem skłonna się skusić

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś już wiem na temat twórczości tego autora, wiec tym bardziej chciałabym zagłębiać jego twórczość.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawi mnie ten autor od jakiegoś już czasu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie słyszałam o tej książce, ale nie przepadam za kryminałami, więc sobie odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Raczej nie czytam kryminałów, jak już to musi mnie coś do nich przyciągnąć. Na tą się raczej nie skuszę.
    Tak przy okazji - ja również uwielbiam Linkin Park! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Widziałam tą książkę pod halą targową w Krakowie za złotówkę! :) Ależ ja jestem głupia - mogłam kupić :) Strasznie żałuję :)
    Przy okazji zapraszam do wzięcia udziału w moim wyzwaniu - informacje u mnie na blogu :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Do wszystkich, którzy nie czytali tej książki - warto do niej zajrzeć. Mi też się podobała, jak większość powieści Cobena.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ach...książki Cobena darzę miłością już od kilku dobrych lat i nadal to uczucie nie słabnie. Myślę, że jego powodem jest nieprzewidywalność powieści tego autora - zdecydowanie. :) "Klinikę śmierci" muszę, absolutnie muszę przeczytać, a Tobie tymczasem polecam "W głębi lasu", "Jedyną szansę" i "Niewinnego" tegoż pana - to moi faworyci. :)
    P.S. A jeśli chodzi o thrillery medyczne to bierz się za Cooka, bierz! A zwłaszcza za "Chromosom 6", "Marker" i "Wstrząs". :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Czytałem tylko jedną powieść tego autora, ale pewnie kiedyś jeszcze po jakąś sięgnę. Choć raczej nie taką medyczną.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku, liczę na to, iż pozostawisz po sobie coś więcej niż tylko dwu wyrazowe stwierdzenie "Chyba przeczytam", albo "Brzmi ciekawie". Byłabym niezmiernie wdzięczna za lekkie wysilenie się co do treści zamieszczanej w komentarzu.
Z góry dziękuję za wszelkie opinie, nie tylko pozytywne, ale i krytyczne, jestem otwarta na sugestie i skłonna do podjęcia dyskusji.