Tytuł: Hyperversum
Autor: Cecilia Randall
Wydawnictwo: Esprit
Ilość stron: 748
Rok wydania: 2006, 2008 (za granicą), 2011 (w Polsce)
Hyperversum
nabyłam na przecenie i dałam za nie jedynie 25% prawdziwej ceny. A
że zdarzało mi się czytywać o tytule wiele pozytywnych recenzji,
postanowiłam zabrać się do lektury. Patrząc na opasłe tomiszcze
szykowałam się na pełną przygód i napięcia przygodę. Ślinka
ciekła mi na myśl o średniowiecznym klimacie, który nawet
jeśli lubiany przeze mnie mniej niż antyk, ma swój urok. Dwa dni
po zakupie zabrałam się do lektury. Pierwsze strony przeminęły
szybko, a potem coś się stało i... porzuciłam lekturę. Zabrałam
się do czytania ponownie kilka miesięcy później, chcąc poznać
dalsze losy bohaterów.
Pieśni pochwalne pod
adresem Hyperversum atakują mnie na wielu portalach o
tematyce książkowej, jak i na blogach. Nie dziwi więc fakt, że do
książki pewne wymagania miałam. Nie czytałam nigdy książki o
podobnej tematyce, mam tu na myśli motyw gier RPG, którymi
zafascynowana jest trójka... czwórka głównych bohaterów. W
wyniku pewnych okoliczności Ian, Daniel, Jodie, Martin, Donna i Carl
(o drugiej trójce na okładce nie wspomniano, a odgrywa ona znaczna
rolę w kolejnych wydarzeniach) przenoszą się do średniowiecznej
Anglii i Francji. Rok 1215, Jan Bez Ziemi (tutaj włącza mi się
tryb „matura z wosu”, więc odruchowo mam zamiar wspomnieć o
tym, że dokumenty wydane za jego panowanie do dzisiaj uchodzą za
podstawę prawodawstwa w Anglii – takie tam gadanie stukniętej
maturzystki) i Filip August szykują się do wojny. Wojny o ziemie
Flandrii i opanowanie terenów francuskich. Nasza czwórka bohaterów
najpierw plącze się na ziemiach angielskich, by potem odnaleźć
schronienie pod skrzydłami władców wrogiego terytorium.
Fabuła prezentuje się
ciekawie, a najgłówniejszym z głównych bohaterów jest Ian – i
na całe szczęście, bo mogłam przynajmniej jakoś przetrwać
czytanie Hyperversum, przywołując sobie jego wizerunek
(DżejEr ma słabość do facetów o długich czarnych włosach, a
więc gdy tylko przypomniała sobie o Ianie, to było jak balsam na
jej zszargane nerwy). Niestety inne postacie nie przypadły mi
zbytnio do gustu. Daniel był najbardziej irytującym z bohaterów, a
wiele jego odzywek i myśli przytoczonych przez trzecioosobowego
narratora (tu kolejna wada, choć może i nie do końca, bo
gdybym miała czytać fragmenty bądź rozdziały napisane z punktu
widzenia właśnie Daniela, najpewniej porzuciłabym lekturę) były
nie na miejscu i kompletnie nie pasujące do sytuacji. Nie mam
zamiaru nikogo urazić, ale z tym imieniem coś musi być nie tak. To
nie pierwszy Daniel który okazuje się TC (skrót proszę rozwinąć
wedle własnej wyobraźni) i nie mówię tu tylko o świecie
bohaterów literackich. W każdym razie Freeland (bo takie nazwisko
nosi mój „ulubieniec”) nieźle zalazł mi za skórę. Pseudo
przyjaźń przedstawiona przez autorkę, jaka łączyła jego i Iana
to relacja spod znaku kucyka z Doliny Tęczy. Sztuczna, przesłodzona
i denerwująca.
Jodie zbyt często się
nie pojawia, a jak już jest, to gra żoneczkę, która robi z
Daniela posłusznego chłopaczka. Wścieka się również na Iana i
to o kwestie, w których to on nic zrobić nie mógł, ale Jodie i
tak jego obarcza winą za problemy, jakie spotykają rycerze i jego
giermka. Z kolei Isabeau (według mojej kumpeli, która uczy się
francuskiego imię czyta się „Izabo”) jest pełną godności
szlacheckiego pochodzenia damą. Niestety wyblakłą, schematyczną
postacią, która w mojej ocenie robi za ozdobę całej tej farsy. To
dla niej Ian walczy, to o nią Ian się boi, ale i tak w ich romansie
nie ma nic szczególnie interesującego. Pojawia się rzadko i nie
wiele wnosi do akcji.
Nie ma postaci
niejednoznacznych. Od samego początku ci są dobrzy, ci są źli.
Nie ma nikogo, wobec kogo moglibyśmy odczuwać niepewność, czy
zaintrygowanie.
Klimat średniowiecza, o
którym wspominałam na początku dał się wyczuć tylko w kilku,
maksymalnie trzech, czy czterech momentach. Na pewno na moją ocenę
mocno wpłynie opis bitwy z końcowych stronic książki. Wtedy
zadziałała moja wyobraźnia i pomimo nieco mało ambitnych opisów
był to jeden z niewielu momentów w któych czerpałam faktyczną
radość z lektury.
A teraz na deser: język.
Dlaczego ja? Pytam się grzeczne: Dlaczego ja? Siedemset stron
podrzędnego, momentami zbyt banalnego słowa pisanego. Powtórzenia.
Kilak błędów logicznych i dziwne porównania o bólu
wypełniającym bohatera jak zimna woda powoli wlewana do wazonu
(„Jestę wazonę!”). Na przestrzeni kilku rozdziałów odnośnie
tej samej sytuacji autorka używa dokładnie tych samych słów.
Pani Randall w moje ocenie pisze po prostu nie ciekawie. Wiele
dialogów czy myśli bohaterów jest zbędnych lub sztucznych.
Dopatrzyłam się, ale to już błąd ze strony korekty, jednego
błędu interpunkcyjnego i jednego „zjedzonego” słowa. Niby nie
wiele, ale takie rzeczy zapadają w pamięć.
Reasumując, moim
zdaniem Hyperversum nie zasługuje na wysoką notę. Na pewno
nie na ósemkę, na pewno nie na siódemkę. Z mojej strony będzie to:
5,5/10
Ale ta połówka wynika
z powodu tej prawie epickiej bitwy. I konie. Czytając książkę, płynęłam
przez nią, bez większego zaangażowania. Powtórzenia, bohaterowie,
język... To wszystko zadziałało na minus i niestety dobra fabuła
(nawiasem rzekłszy, słabo rozwinięta) nie mogła podratować
sytuacji. I raczej kontynuację sobie podaruję.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania "Z półki".
Jeden pozytyw z lektury Hyperversum jest. Oto namiastka mojego marnego talentu poetyckiego:
Hyperversum jest to cegła spora,
Lecz do takich czytania jam bardzo skora!
Im więcej w okładce papieru zadrukowanego
Tym większa to gratka dla mola książkowego
A więc DżejEr czyta, czyta zawzięcie...
Pięćdziesiąt kartek i pierwsze potknięcie!
Tomiszcze swoje na półce odleżało
Gdy Dziecię mroku inne rzeczy czytało.
Aż nadszedł czas wrócić do rycerskich przygód
Lektura niestety pozbawiona wygód.
DżejEr rozczarowana i rozgoryczona na wskroś
Tego marnego czytadła mam ja już dość!
Odkłada na regał z poczuciem wolności
Drugi tom na tych półkach już nie zagości!
To tak na marginesie, pół żartem, pół serio;) Mam nadzieję, że nie urziłam żadnych koneserów poezji;)
Hm, a właśnie chciałam ją sobie kupić... Dawno nie czytałam takiej rasowej przygodówki. Chyba i tak sięgnę, może akurat mnie się spodoba ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam tylko kilka recenzji tej książki i faktycznie były one pozytywne. Nigdy mnie jakoś specjalnie do niej nie ciągnęło i widzę, że dobrze. ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda,ze ci sie nie spodobała. Z tego co wiem wiekszosci czytelniką sie podoba. bardzo fajny wiersz !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ciekawa recenzja, niestety to nie moje klimaty. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNiedawno wypożyczyłam ją w bibliotece, lecz chyba jednak jej nie przeczytam. Mam taką samą słabość do facetów z długimi czarnymi włosami. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDobrze, że nie kupiłam tej książki! Jakiś czas temu się na nią napaliłam, ale zawsze odkładałam zakup na później :) Już wiem, że mogę ją sobię z czystym sumieniem darować. Wiersz genialny! :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
O matko, jak ja nienawidzę szablonowych postaci! Mnie któraś postać ZAWSZE musi intrygować, zaciekawić, nie lubię masła maślanego w stylu, "a dam ją tutaj, bo im więcej tym weselej." Średniowiecze niedawno prześladowało mnie w szkole, ale skończyłam z nim już i nie mam zamiaru do niego wracać, oczywiście z wyjątkiem tego, że będę musiała wrócić do niego na maturze z polskiego.
OdpowiedzUsuńPodsumowując: wątpliwe abym sięgnęła po tę książkę.
pozdrawiam :)
No to już wiem, że książka nie byłaby w moim typie :/
OdpowiedzUsuńFaktycznie książka zbiera różne opinie i w większości są to zachwyty nad lekturą. Sama jej jeszcze nie czytałam, ale jestem ciekawa tej książki. Chciałabym wyrobić sobie o niej własne zdanie :)
OdpowiedzUsuńNiestety nie mogę się z Tobą zgodzić. Mnie książka przypadła bardzo do gustu. Fakt, faktem Daniel był szalenie irytujący, ale jak sama powiedziałaś Ian wynagradzał wszelkie cierpienie powodowane innymi bohaterami. Natomiast jeżeli chodzi o romans z Isabeau uważam, że ten związek jest przedstawiony bardzo dobrze. Dziewczyna żyjąca w średniowieczu i chłopiec z czasów współczesnych. Coś takiego nie mogło być szalone i porywające.
OdpowiedzUsuńNatomiast powtórzenia i błędy logiczne mogą być również zależne od tłumacza. Niestety nie wiem do czego się odnosisz, więc pewnie masz rację, że takie były, choć ja (niestety) nie zwróciłam na nie uwagi. ;)
I co ja teraz mam zrobić. Też zamierzałem ją kupić, bo cena około 8zł to w końcu bardzo mało jak na taką cegłę. A tych pozytywnych recenzji rzeczywiście było sporo. Teraz to już nie wiem czy ryzykować ;P
OdpowiedzUsuńHmm, jeżeli dany utwór skłonił Cię do poetyckiej wizji i przelania jej na papier/plik to jednak coś w sobie ma. ;p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Coś mi się wydaje, że faktycznie to pozycja nienajwyższych lotów.
OdpowiedzUsuńMnie się bardzo podobała. Ciężko się na początku wczuć, ale potem, jak dla mnie, rewelacja! Czytać to trzeba systematycznie, bo jak się robi za długie przerwy, to cały czas coś nam umyka. Ale tak, to jest świetna, moim zdaniem oczywiście. No i mowa w niej o średniowieczu *.*
OdpowiedzUsuńRaczej nie mam ochoty na nią.
OdpowiedzUsuńChciałam sobie ją kupić, ale po Twojej recenzji chyba jednak sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ; )
Powiem ci, że nie, jest jest aż tak bardzo, ale znajdują się frag,enty, gdzie odwracałam głowę. Cała seria jest przyjemna i fajna, (jestem studentką, osobą dorosłą i mnie "dorosłej" podobała mi się, nawet bardzo) ale uważam, że jeśli dla młodzieży, to powinna być granica wiekowa od którego roku. Ale naprawdę, jeśli masz w planach, to przeczytaj. Przyjemna trylogia :)
OdpowiedzUsuńA co do "Hyperversum" - nie słyszałam o tej powieści, może kiedyś, przeczytam.
Pozdrawiam serdecznie! :)
D.
Wiersz naprawdę świetny :) A książę jakoś mam ochotę przeczytać. Lubię klimaty średniowiecza.
OdpowiedzUsuńA dziękuję za komplement;)
UsuńJestem zagorzałą fanką "Hyperversum" i kompletnie nie zgadzam się z Twoim zdaniem. Początek był trochę ciężki, jednak później zaczęło się tyle dziać, że wkręciłam się na dobre. No i fantastyczny finał! Dodatkowo muszę przyznać, że język pisarki także mnie ujął.
OdpowiedzUsuńMimo to spodobała mi się Twoja recenzja. Mogłam się przekonać, że 'co kraj to obyczaj'.
Nigdy nie spotkałam się z tą książką, jednak po recenzji widzę, że raczej nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńOsobiscie nie czytalam, jednak moj luby, ktory na ogol nic nie czyta byl nią zachwycony! I ciagle marudzi ze chce juz druga czesc:)
OdpowiedzUsuńTak samo jak Kermit i ja nie zauważyłam w lekturze tych błędów o których mówisz a już na pewno nie udało mi się wychwycić błędów logicznych, jestem bardzo ciekawa co takiego znalazłaś :P
OdpowiedzUsuńWedług mnie książka jest naprawdę ciekawa, choć momentami się dłuży. Bohaterowie... cóż wydaje mi się, że ciężko zawsze zachować zdrowy rozsądek, w końcu sytuacja w jakiej znaleźli się bohaterowie do typowych nie należy... więc ja tam im się nie dziwie. Uważam, że romans Iana i jego średniowiecznej lubej został przedstawiony dobrze, po prostu nie to było głównym wątkiem powieści :) Oczywiście, każdy ma prawo do własnych odczuć :)
Pozdrawiam :)
Przeczytałam to i szczerze powiedziawszy to podobało mi się chyba tylko zakończenie. Reszta była dość nudna tym bardziej, ze nie interesuję się historią itd.
OdpowiedzUsuńA ja uwielbiam "Hyperversum", może dlatego, że po prostu lubię średniowiecze i powieści o jakimś królestwie, imperium itp. Każdy ma inny gust :) Według mnie książka nie musi być arcydziełem, bez żadnych potknięć i błędów, ważne, żeby miała "to coś" i dla mnie "Hyperversum" to ma, ale każdemu podoba się coś innego :)
OdpowiedzUsuńWątek miłości też mi się podobał, subtelnie opisany, ale ja uwierzyłam w uczucie bohaterów :D
Usuń