Miasto Zagubionych Dusz czyli kolejne spotkanie z Nocnymi Łowcami

Tytuł: Miasto Zagubionych Dusz
Autor: Cassandra Clare
Wydawnictwo: Mag
Ilość stron: 546
Rok wydania: 2012

 No i mamy kolejny tom tej pseudo trylogii. Tak to jest z książkami, od których człowiek się uzależnił, że przerywa czytanie wszystkich innych, żeby myśli koncentrowały się tylko na tej jednej, konkretnej jaśniejącej na tle pozostałych tytułów. Historia Clary i Jace jest kontynuowana w piątej już części Darów Anioła, serii, o której słyszał już chyba każdy. 

 Z oceną tego tomu mam problem. Może dlatego, że tak bardzo uwielbiam postać Jace'a. Może dlatego, że pozytywne wrażenie po pierwszych trzech częściach nie pozwala mi do końca jasno i obiektywnie patrzeć na ta serię, ale postaram się jednak jakoś z tego wybrnąć. Sceptycznie byłam nastawiona do informacji, że po Mieście Szkła pojawi się kontynuacja. Miasto Upadłych Aniołów czytałam z przymrużeniem oka, wyszukując wszelkie nie doskonałości... No właśnie, zbyt wiele ich nie odnalazłam. I pomimo tego, że uważam, iż czwarta część była słabsza, niż poprzednie, sięgnęłam, a jakżeby po piątą. W pierwszej połowie książki dzieje się sporo, akcja ma szybkie tempo, nie zauważamy, kiedy to przeleciało te dwieście pięćdziesiąt stron. I z powodu tego czaru nie jesteśmy w stanie oderwać się od kolejnych rozdziałów, płynąc na fali wszystkich wydarzeń z początku tomu. Patent może i niezły, bo dla mniej cierpliwych ponad pięćset stronicowy tom to pewne wyzwanie (nie mówię o sobie, bo ubóstwiam cegiełki). No ale nawet, jeśli w drugiej połowie dzieje się trochę mniej, to i tak jednak coś tam bohaterowie wyprawiają. Z każdą kolejną stroną jesteśmy coraz bardziej zaintrygowani no i właśnie... Cóż, to słynne "coś" na czym zależy Sebastianowi, synowi Valentine'a nie do końca mnie przekonuje. Owszem, jest w tym sens, ale brakuje mi jakiegoś elementu kluczowego... Zdecydowanie poprzedni czarny charakter bardziej mnie przekonywał, ale zgoda, Sebastian też jest równie zły. Nie ma klasy Valentine'a w mojej ocenie zupełnie. Jest po prostu podły, zawzięty i samolubny. A Valentine działał z mniej egoistycznych pobudek, nie twierdzę, że szlachetnych, ale na pewno nie tak wzniosłych, jak Sebastian. O czym z resztą wspomina jeden z bohaterów.

 A teraz sami bohaterowie.
 Clary przez cały czas radziła sobie całkiem nieźle. Była zdecydowana, walczyła o Jace'a zacięcie i rozważnie. Nie dopatrzyłam się niczego, co by mnie jakoś wyjątkowo irytowało i dobrze, bo się bohaterka zmieniła. Przez te wszystkie części trochę dojrzała, zaczęła być świadoma tego, że nie jest już bezbronną nastolatką z uzdolnieniami plastycznymi uwielbiającą anime, tylko Nocną Łowczynią. Jej przyjaźń z pozostałymi bohaterami nabrała charakteru. Jedyną postacią, która nieco mnie zawiodła jest Isabelle. W tej części stała się jakaś taka niepewna, bardziej krucha i delikatna. Emocjonalnie i fizycznie. Może to uczucie ją zmieniło. Mnogość wątków miłosnych i ich różnorodność sprawia, że w książce mamy okazję na to, żeby trochę zwolnić tempo, zatrzymać się, jest i chwila na refleksję. Wątki fajne i przyjemne, ale nie bez zgrzytów i perypetii. Trochę może to wyglądać jak jakiś tasiemcowaty serial, bo przecież początki niektórych historii sięgają Miasta Kości. Ale powtarzam, choć poboczne, nie nudzą, tylko ciekawią.

 Jace. O Jasie to można by napisać osobną książkę, tylko o nim i nikim innym i pewnie byłaby równie ciekawa. Tylko Jace mógłby być zazdrosny o samego siebie, ale to dłuższa historia, o której lepiej dowiedzieć się z książki, a nie z recenzji. To jest bohater znakomity. Największy plus ze wszystkich, licznych jakie ta seria posiada. Nadal deklaruje swoją miłość do Clary i może przepaść między tym dwojgiem bohaterów jest widoczna, jednak nie razi. W końcu w pewnym momencie synonimem imienia Clary stało się imię Jace i chyba wszyscy przywykliśmy do tego porządku wszechświata.

 Simon. Polubiłam go w tym tomie. Przez cztery poprzednie irytował mnie, albo nudził i fragmenty właśnie o nim czytałam, zmuszając się do tego, albo wiedząc, że jeżeli przez nie przebrnę, to będzie coś ciekawszego. A tutaj proszę, i jego postać mnie zauroczyła. Już nie denerwował, czyli odwrotnie jak w przypadku Jocelynn. Ona na prawdę powinna się ogarnąć, zobaczyć, że jej córka dorosła, że już nie jest małą, niesamodzielną dziewczynką, tylko dorosłą, silną kobietą.

 Do "ekipy" na stałe dołączył Jordan, którego historia splata się z postacią wilkołaczycy Mai. Lubię wilkołaki, więc polubiłam i tę dwójkę, ale dlaczego, co i jak... W książce;) Poza tym ich wątek został zapoczątkowany w Mieście Upadłych Aniołów i sądzę, że nowy bohater nieco odświeżył nam serię.
 Nie chcę się specjalnie rozdrabniać, bo opisując każdego z osobna za mocno bym wszystkich zanudziła.

 Dopiero w piątym tomie zwróciłam uwagę na język autorki. Jest naprawdę niezły, trochę tylko nie pasowało mi opisywanie Jace'a, Simona czy Sebastiana określeniem "chłopiec". Przecież to są już dorośli faceci niemalże, nie raz igrający ze śmiercią, zdecydowani walczyć i przelewać krew za własne idee. A chłopca, to można spotkać w przedszkolu, ale już dobra, nie czepiam się, może to po prostu wina tłumaczenia.

 A na sam koniec, moje ulubiony czyli sceny akcji. Na końcu mamy jedną, sporą, z udziałem wielu Nocnych Łowców i w tym właśnie momencie stwierdziłam, jak dobrze autorka radzi sobie z dynamicznymi akcjami. Bardzo dobrze wyszło jej opisanie tej właśnie, finalnej i dzięki temu mamy kolejny plus. Znaczy ja mam pozytyw odnaleziony w tej serii, bo nie wiem, jak to inni podchodzą do scen bitewnych. Ja tam je lubię, uwielbiam i ubóstwiam, oczywiście w granicach przyzwoitości (bo niektórych zbyt wydłużających się fragmentów w Potopie Sienkiewicza zdzierżyć nie mogłam, a lektura mi się podobała).

 Samo zakończenie książki tak średnio... znaczy przewidywalne rzekłabym. Zachowania Clary nie skomentuję, bo po co się szarpać, nikt nie jest idealny.

 Podsumowując, trochę ta część lepszy prezentuje poziom, niż poprzednia i liczę, że pomimo tego, że autorka wyraźnie pisze dla pieniędzy (które pewnie dostanie, bo jest za co) to nie pogarsza to jakości serii. Są pewne uchybienia, ale czyta się szybko, lekko i zostawia niezłego kaca (podejrzewam, że nie dam rady dzisiaj czytać o Feliksie Castorze... jeszcze jestem w świecie Nocnych Łowców).

Moja ocena: 9/10 (bo 10/10 to tylko dla Morganville, sorry Vinetou:)

PS
Okładka. No nareszcie! Mamy sukces, wydawnictwo idzie w dobrym kierunku :)

Komentarze

  1. Nie znoszę niedopracowanych książek, a z tego co piszesz wynika, że ta właśnie taka jest. ;/

    OdpowiedzUsuń
  2. Książki jeszcze nie przeczytałam, jednak mam nadzieję, na pozytywny odbiór :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dopiero zaczynam swoją przygodę z tą serią, więc może kiedyś do tej części dojdę ;)

    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  4. książka w planie 0 kiedyś. w planie mam cały cykl :) zazdroszczę przeczytania.

    OdpowiedzUsuń
  5. E tam, okładka tak samo paskudna jak reszta z tej serii xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam wrażenie,że książka jest napisana byle jak lubb na odwal. Nie lubie tracic czasu na tego typu ksiazki.
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)
    booksloovers13xd.blogspot.com - o książkach
    moviesloovers.blogspot.com - o filmach

    OdpowiedzUsuń
  7. A, ja za tą serią po prostu nie przepadam... Próbowałam przez nią przebrnąć kilkukrotnie i nie udało mi się :c A, przecież czytanie ma być przyjemnością, a ja nie zamierzam marnować czasu na coś czego nie lubię, tak więc spasuję :3

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam w planach całą serie :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Ta część jest po prostu elegancka ;) Ja czekam na trochę więcej o Alecu i Magnusie, no i Izzy i Simonie

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku, liczę na to, iż pozostawisz po sobie coś więcej niż tylko dwu wyrazowe stwierdzenie "Chyba przeczytam", albo "Brzmi ciekawie". Byłabym niezmiernie wdzięczna za lekkie wysilenie się co do treści zamieszczanej w komentarzu.
Z góry dziękuję za wszelkie opinie, nie tylko pozytywne, ale i krytyczne, jestem otwarta na sugestie i skłonna do podjęcia dyskusji.