Nie sięgnęłabym po ten tytuł gdyby nie… Pan Stasio. A dokładniej, Jaku Małecki, który tak przekonująco wykreował sylwetkę Pana Stasia w Dżozefie, że zachęcona fascynacją bohatera, jaką darzył powieści Josepha Conrada sama sięgnęłam po coś z dorobku brytyjskiego pisarza. Jak to bywa, w liceum, kiedy Conrad był lekturą, ani mi się śniło po niego sięgać. Udało się dopiero teraz, czego w sumie nie żałuję, bo Tajny agent to dość specyficzna książka.
Conrad opowiada w swojej powieści o zamachu zorganizowanym przez anarchistów, a także pewnych nieszczególnie przyjemnych okolicznościach z nim związanych, których udziałem stali się bohaterowie zupełnie postronni. Na samym początku obserwujemy losy Pana Verloca, właściciela niewielkiego sklepiku, człowieka prowadzącego podwójne życie. Jest on uczciwym mężem i przedsiębiorcą, ale jednocześnie zdarzają mu się współpraca i układy z antyrządowymi środowiskami. Autor wprowadza czytelnika szczegółowo w psychologię postaci i motywację bohaterów malując przed nim wizję świata dalekiego od ideału, szarego, w którym zwykła ludzka egzystencja to mieszanina przypadków i przymusów.
Gdy ujrzałam w dedykacji nazwisko Howarda Georga Wellsa, z jeszcze większym entuzjazmem podeszłam do czytania Tajnego agenta. Nie jest to jednak sztandarowy utwór Conrada i też wydaje mi się, że poznawanie twórczości tego autora nie do końca może być w przypadku tej książki udane. Po dość drobiazgowym wstępie ze strony autora przechodzimy do lektury nastawieni na wydarzenia cokolwiek emocjonujące (za co odpowiadać może już sam tytuł książki) i zaczynamy… brnąć. Takie poczucie towarzyszyło mi przez pierwszą połowę książki. Dużo w niej monotonii, choć przypadły mi do gustu refleksje wplecione w narrację, jak i kilka dusznych i emanujących konspiracją fragmentów z udziałem bohaterów z kręgu anarchistycznego.
Conrad nie zapomina też o szczegółowym i głębokim sportretowaniu postaci pobocznych. Żona pana Verloca w zasadzie tylko do pewnego momentu jest charakterem przewijającym się na drugim planie. Fabuła jak i historie postaci przewijających się na kartach Tajnego agenta mają taki przesiąknięty zrezygnowaniem wydźwięk. Ciężko szukać w narracji pociechy czy nieco bardziej pozytywnych przebłysków.
Monotonia powieści nieco mnie wyhamowała już na samym początku. Snułam się przez kolejne strony z od czasu do czasu rozbudzającym się na nowo zaangażowaniem, jednak dość mętnie rysował się w akcji jakikolwiek konkret. Styl Conrada jest ciężki i nie od samego początku przypada do gustu przy pierwszej styczności. Tak naprawdę odnoszę wrażenie, że największe „drgnięcie” następuje przed samym finałem. Kumulacja pewnych napięć i gorzkich rozmyślań oraz tragicznych wydarzeń zmusza bohaterów do reakcji, która wprowadza pewien przełom w lekturze. Nawet szokuje, może i w nieco przywodzącym na myśl dramatycznym stylu.
Akcja książki dzieje się w Londynie. Wiele już było powieści rozgrywających się w stolicy Wielkiej Brytanii, ale w przypadku porteru zawartego u Conrada nic nie jest upiększone. Miasto jest brudne, pełne wąskich i ciemnych uliczek, raczej przytłaczające i generalnie nie zachęca.
To błądzenie, którym był początek lektury niewątpliwie zostaje wynagrodzone, ale obecnie nie uznaję Conrada za pisarza, do którego chciałabym prędko wracać. Doceniam koncept, zawarty przekaz i tragizm jakie stanowią treść Tajnego agenta, ale na jakiś czas odkładam przygodę z tym autorem.
|tyt. oryg. The Secret Agent, Joseph Conrad, Wolne lektury, 360 str., 1907, 1999|
Komentarze
Prześlij komentarz
Drogi czytelniku, liczę na to, iż pozostawisz po sobie coś więcej niż tylko dwu wyrazowe stwierdzenie "Chyba przeczytam", albo "Brzmi ciekawie". Byłabym niezmiernie wdzięczna za lekkie wysilenie się co do treści zamieszczanej w komentarzu.
Z góry dziękuję za wszelkie opinie, nie tylko pozytywne, ale i krytyczne, jestem otwarta na sugestie i skłonna do podjęcia dyskusji.