Gaz do dechy (Joe Hill)


Zbiory opowiadań, spod pióra jednego autora to znakomita okazja do zapoznania się ze stylem oraz umiejętnościami. Od dawna sięgam po antologie różnych twórców jak i tomy zawierające teksty jednego pisarza właśnie w celu zorientowania się w możliwościach zarówno gatunkowych jak i technicznych, bo szybkie zawiązanie akcji i zwięzłe prowadzenie fabuły nie należy do najprostszych – a Gaz do dechy to zbiór trzynastu tekstów pióra Joe Hilla. Podeszłam do nich z entuzjazmem, a także przekonaniem, że syn Stephena Kinga nie mógł stworzyć czegoś kiepskiego, choć ten tok myślenia ma swoje wady. Bo też ciężko wymagać od Hilla poziomu osiągniętego przez tatę. A jednak, dałam się zaskoczyć. 

Recenzując opowiadania staram się zawsze omówić co ciekawsze, prezentując ich przekrój, wyróżniając te lepsze i wskazując ewentualne słabsze, a w tym konkretnym zbiorze na czoło wysuwają się Gaz do dechy, Mroczna Karuzela, Spóźnialscy, Diabeł na schodach i W wysokiej trawie. Z resztą, pierwsze i ostatnie z wymienionych zostały stworzone we współpracy Hilla i Kinga, więc ciężko nie zwrócić na nie uwagi. Wymienione przeze mnie teksty to bardzo różnorodne historie – wszystkie łączy element klimatu niepokoju, choć nie wszystkie są grozą i nie wszystkie stawiają na przestraszenie czytelnika, a w niektórych przypadkach, jak na przykłada w Spóźnialskich, budzenie konsternacji. To bardzo dobry przykład różnorodności w twórczości Hilla, a przynajmniej w tej namiastce, którą jest zbiór Gaz do dechy

Tytułowe opowiadanie rozgrywa się na bezkresnych amerykańskich drogach, na których królują motocykliści. Wciągająca historia, wątek przetrwania i motyw rodzinnych więzów w tle razem tworzą interesującą, pełną przygodowego klimatu fabułę, chwilami budząc skrajne emocje. Stanowi dobre otwarcie zbioru, budząc zaciekawienie kolejnymi pomysłami autora. 

Kolejny tekst, Mroczna karuzela, gdzie narratorem jest nastolatek, a tekst ma wybitnie młodzieżowy klimat, to opowieść o strachu rodem z wesołego miasteczka. Hill wykorzystuje tu dość powszechnie eksploatowany motyw zemsty, choć jego realizacja trochę może zaskoczyć. Pomijając dość sztampowe ukazanie nastoletnich bohaterów można ten tekst wspominać jeszcze dłuższą chwilę po lekturze, szczególnie te elementy grozy, które znakomicie zagrały w fabule. 

Spóźnialscy to realizacja wciąż powracającego w literaturze motywu transferu w czasie – w tym przypadku w dość nietypowej konwencji i z wykorzystaniem realiów, w których dobrze poczuje się każdy książkomaniak – Hill opowiada o książkobusie, który jest mobilną biblioteką i czasem… wypożycza książki z przyszłości. Ponownie styl autora sprawia, że opowiadanie czyta się samo i to z niemałą konsternacją. 

Są i teksty słabsze, które mniej do mnie trafiły, co nie znaczy, że nie znajdą swoich fanów – na przykład Stacja Wolverton, czy Faun. Oba miały ciekawy koncept, ale nie do końca się wciągnęłam i czytałam raczej po to, żeby dać im szansę, niż z faktycznym zaciekawieniem losami postaci. Stacja Wolverton to wariacja na temat wilkołaczego motywu, z elementami makabry, a Faun podchodzi pod fantastykę w bardziej klasycznym ujęciu, o czym autor wspomina w notatkach na temat opowiadań umieszczonych na końcu zbioru (swoją drogą, świetna sprawa – daje pewien wgląd w okoliczności powstawania tekstów). To jedna z powiastek o przekraczaniu granic magicznego świata, nie prezentuje jednak niczego nowego i ze względu na to, że mnóstwo już takich historii było, nie jest niczym wyjątkowym. Niemniej oba teksty powinny znaleźć amatorów, bo nie są w żadnym wypadku gorsze jakościowo. 

Hill bawi się też formą, bo w opowiadaniach Diabeł na schodach oraz Tweety z Cyrku umarłych porzuca klasyczną narrację i pierwsza z wymienionych historii wcisnęła się do grona moich faworytów. Aby dowiedzieć się, co tak niezwykłego jest w tej opowieści proponuję jednak zajrzeć do zbioru i przekonać się na własne oczy. Tweetów z Cyrku umarłych nie wymieniłam wśród ulubionych tekstów, ale znakomicie będę je wspominać – to dosłownie relacja pewnej makabrycznej opowieści zapisana w formie wpisów z Twittera. Można się pośmiać, można się przerazić i ponownie poczytać o nastoletnich rozterkach, takich do bólu klasycznych i opowiedzianych stuprocentowo młodzieżowym językiem. 

Na sam koniec parę słów o W wysokiej trawie, czyli opowiadaniu napisanym wspólnie z ojcem. Przez całość lektury nie idzie się nudzić i nawet da się wyczuć bardziej typowy styl dla Kinga – i to dobrego jakościowo Kinga. Łatwo zacząć się wczuwać w sytuację bohaterów. Nie do końca zagrała jednak końcówka, jakby na siłę wprowadzająca perspektywę wymagającą nieco rozwinięcia i obudowania dygresjami w stylu Kinga. Miejsca trochę zabrakło, ale sądzę, że na ten jeden mankament można nieco przymknąć oko, a skupić się na tym, co oferuje cała historia. 

Gaz do dechy to pozycja idealna dla osób, które chcą zapoznać się z warsztatem Joego Hilla i proponowaną przez niego tematyką, choć bardziej proponowałabym ten tytuł miłośnikom grozy, bo ten nastrój przeważa w całym wydaniu. Niemniej można bawić się przednio, zapoznając się z intrygującymi pomysłami autora i… zaostrzyć zęby na resztę jego twórczości.

|tyt. oryg. Full Throttle: Stories, Joe Hill, wyd. Albatros, 510 str., 2019, 2020|

Za książkę dziękuję portalowi Bookhunter i Wydawnictwu Albatros.

Komentarze