Książę cierni (Mark Lawrence)

Sięgając po Księcia cierni nie wiedziałam, czego się spodziewać poza historią utrzymaną w nurcie fantasy. Lubię w ten sposób podchodzić do książki - nie wiem nic o fabule, nie znam konkretnych opinii, a jedyne, co mi mignęło, to nazwisko autora i ocena na portalu Lubimy czytać. Z blurbów dowiedziałam się, że jest to debiut, więc miałam to na uwadze podczas czytania. Wyrozumiałości jednak nie starczyło mi na tyle, żeby choć jeden akcent z książki Lawrence'a przedstawić w korzystnym świetle - już dawno nie czytałam niczego tak kiepskiego.

Jorg jest księciem Arcanthu, który ma za sobą tragiczne doświadczenia - czternastolatek (warto zapamiętać wiek) był świadkiem mordu dokonanego na jego matce i bracie. Od chwili tamtego wydarzenia chłopak poprzysiągł sobie zemstę na sprawcach. Ponadto książę pałęta się po krainach Rozbitego imperium wraz ze swoimi kompanami i wiedzie żywot zabijaki, zmierzając do rodzinnego państwa i próbując sprostać oczekiwaniom swego ojca. Rozbite imperium wymaga zjednoczenia, ale to wątek pozornie główny, bo w trakcie lektury wydawać by się mogło, że bohaterowie tylko od czasu do czasu sobie o tym przypominają.

Początki z Księciem cierni wyglądały naprawdę obiecująco - podobał mi się klimat powieści. Bohaterowie byli bezwzględni, skorzy do pakowania noża między żebra i wyznający jedynie swoje własne zasady. Nie łatwo było odnaleźć się w historii, ale po kilkudziesięciu stronach dowiedziałam się, o co w tej "bajce" chodzi. Starałam się zrozumieć postępowanie Jorga, choć w jego kreacji pojawiało się coraz więcej zgrzytów. Chłopak miał za sobą traumatyczne doświadczenia i to pozwala prędzej dorosnąć, ale postać, którą widziałam w jego skórze nie miała nic wspólnego z podlotkiem, nawet z książęcego rodu.

Lawrence zadbał o sporą ilość drugoplanowych kukiełek. Wędrówka Jorga i jego braci to kampania naszpikowana krwawymi starciami i mnóstwo posoki leje się na kartach Księcia cierni. Równocześnie tak naprawdę czytelnikowi trudno wyłuskać sens niektórych potyczek i ataków, w dużej mierze ordynowanych przez głównego bohatera. Tak naprawdę przywiązałam się może do dwóch postaci w tej książce, a napakowanych jest ich tam cała masa. Lawrence stara się też przybliżyć nam w zabawny sposób ich sylwetki, bo na początku rozdziałów znajdujemy anegdotki dotyczące niektórych kompanów Jorga ("Robienie nożem to brudna robota, jednak brat Grumlow jest zawsze czysty"). Wychodzi to z różnym skutkiem, w niektórych przypadkach zdarzało mi się lekko uśmiechnąć pod nosem, ale w większości autor wciskał na siłę jeszcze całą łopatę sygnałów świadczących o brutalności świata, w którym rozgrywa się akcja, kiedy wystarczył by tylko drobny akcent.

Powieść Marka Lawrence mniej więcej w połowie zaczęła mnie dobijać. Jorg stawał się coraz bardziej irytujący, poza tym jego charakter nie przystawał do wieku. Szastał swym bezwzględnym okrucieństwem, w poważaniu miał rady otaczających go sprzymierzeńców i dodatkowo, co tylko dokłada sytuacji komizmu (choć w okolicach tej dwusetnej strony, kiedy jeszcze drugie tyle było przede mną, nie było mi wesoło) przechwalał się łóżkowymi podbojami. Również nie wiele dostałam wyjaśnień odnośnie świata, w którym rozgrywa fabuła - pojawiły się wzmianki o Słowianach i Arystotelesie, ale żadna z nazw zaproponowanych przez autora nie pozwalała na połączenie tych skrawków w jakąś całość, a narracja nie podsuwa czytelnikowi żadnych rozwiązań.

Elementy fantastyczne i magia jakoś ratowałyby książkę, gdyby nie pęd akcji do przodu. Mroczna natura Jorga nieco mnie intrygowała, ale bohaterowie bardzo szybko się przemieszczają i znów pojawia się mało miejsca na wyjaśnienia. Lawrence fabuła rozplanował kiepsko i pomimo kilku na pozór szokujących zwrotów akcji nie potrafił właściwie wprowadzić czytelnika w stworzony przez siebie świat. A do kolejnych tomów w ogóle nie czuję się zachęcona i na sto procent po nie (jak i po inne książki autora) nie sięgnę.

Mam wrażenie również, że książka cierpi z powodu tłumaczenia. Warsztat autora nie należy w ogóle do wybitnych, raczej do słabych, ale chwilami wygląda to tak, jakby przekład miał dobić czytelnika. Bardzo ciężko znaleźć mi jakiekolwiek pozytywy w Księciu cierni. Jest to powieść pozbawiona logiki, z na siłę wciskaną brutalnością i pustymi mądrościami, które wydźwięk mają podobny i jedynie nudzą czytelnika. Pragnę o tej historii jak najszybciej zapomnieć, a również bardzo żałuję, że historia o pozbawionym moralności antybohaterze stała się schematyczną, pustą opowieścią, choć mogła zapewnić czytelnikowi rozrywkę na poziomie.

|tyt. oryg. Prince of throne, Mark Lawrence, wyd. Papierowy księżyc, 422 str., 2011, 2012, Trylogia Rozbite Imperium, t. I|

Cytat pochodzi z książki.

Komentarze