Mój lipiec

Warto zacząć, że pomimo tego, że za dużo się u mnie nie działo, to nie mam poczucia zmarnowanego czasu. Dwa razy byłam w kinie na filmie, którego w ogóle w kinie nie potrzebowałam obejrzeć, aczkolwiek po drugim seansie zmieniałam zdanie. Mam tu na myśli klasyk Disneya, czyli Króla lwa w adaptacji stworzonej przez Jona Favreau.

Sporo poczytałam, naszła mnie też chęć na oglądanie, więc zapraszam na krótki fotograficzny przegląd lipca.

Tradycyjny turniej w scrabble. Uprzedzając pytania - wygrałam.

W Leśnicy odbyły się Dni Fantastyki. Przyjemnie całkiem było wrócić w klimaty konwentowe, choć z mniejszym entuzjazmem niż pięć lat temu.
Jedną z lektur był wymagający skupienia i refleksji Diabeł Urubu - klimat interesujący, choć nie każdemu podejdzie proza Jamesa. Sama chcę spróbować drugi raz z Księgą nocnych kobiet.

Przeczytałam też Przebudzenie i W mocy wichru, a w obu przypadkach mogę rzec, że lektura dała mi sporo satysfakcji. Hałas i Kinga już znam i ani trochę mnie nie zawiedli.
Obejrzałam anime - Citrus, które bardzo mnie wciągnęło i stanowiło taką typową, relaksującą odskocznię. I z sentymentem powróciłam do Wszytko co kocham - ten film nigdy mi się nie znudzi!

Było też parę chwil na rysunki. Mam w planach więcej energii i czasu poświęcić różnym formom uzewnętrzniania się artystycznego i nieco bardziej bogato ozdabiać swój pamiętnik.
Skończyłam czytać Listy, na których lekturę poświęciłam ponad pół roku i z łezką w oku doczytałam ostatnie fragmenty korespondencji Tolkiena. 451 Stopni Fahrenheita podrzuciło powód do wielu przemyśleń, aczkolwiek wykraczających poza samo szanowanie literatury, a bardziej skłaniających się ku człowieczeństwu i jego znaczeniu.

Nie kupiłam znów nic! Napawa mnie to dumą, tym bardziej, że ruszyłam ze swoimi zapasami i w sierpniowych planach czytelniczych nadal mam zamiar doprowadzić do ich kurczenia się. Nie planuję na razie większych zakupów, bo korci.

Wakacyjny maraton czytelniczy z Come book i Książkowym frikiem:
  • w ramach wyzwania, o którym wspominałam przy okazji podsumowania czerwca przeczytałam 451 Stopni Fahrenheita. Tyczyło się to dokładnie punktu "Jeden zachód słońca" i chodziło o krótką powieść, którą można przeczytać nawet na jeden raz. Ja oczywiście lekturę przerywałam (nie wiem, czy byłabym w stanie kiedykolwiek faktycznie przeczytać książkę "na raz", źle mi z tym, że coś jestem w stanie tak szybko machnąć i muszę przerywać, siła wyższa. A poza tym bardzo łatwo się rozpraszam i nudzę). Co prawda zrealizowałam tylko jedno z sześć miniwyzwań wchodzących w skład tego maratonu, ale teraz, kiedy piszę to podsumowanie, a jest połowa sierpnia, sytuacja przedstawia się lepiej.

Planów nie konkretyzuję, ale sądzę, że można w nich umieścić Ucztę wyobraźni, Harry'ego Pottera i Opowieści z Narnii!

Jak tam sierpień się przedstawia? Wyjazdy, czytanie, leń?

Komentarze