Zrodzony (Jeff VanderMeer)

Pokochałam umiejętność budowania klimatu przez VanderMeera dzięki Podziemiom Veniss. Niesamowita, duszna, przesycona niepokojem atmosfera i wszechobecny mrok. Autor potrafi pisać, ma swój charakterystyczny styl i w Zrodzonym daje temu popis.

Akcja Zrodzonego to historia wielowymiarowa, choć pozornie konstruowana na prostocie. Wyjaśniam już, o co dokładnie chodzi. VanderMeer buduje bardzo konkretne realia, ale nie koncentruje się na budowie całego świata i mechanizmów w nim rządzących - raczej skupia się na wycinku. A pisząc o prostocie miałam namyśli fakt, że w Zrodzonym występuje Miasto, ale nie wiemy jakie i gdzie, głównym mrocznym charakterem jest olbrzymi niedźwiedź Mort i jego przeciwniczka - Magiczka, a trudniącą się biotechnologicznymi eksperymentami instytucją z tła jest po prostu Firma.

Początki lektury nie były najłatwiejsze, bo styl VanderMeera przynajmniej na początku wymaga skupienia. Gdy przebrnęłam przez te pierwszych parędziesiąt stron już nie potrafiłam się oderwać od książki. Ciężko mi powiedzieć, co tak naprawdę mnie wciągnęło, ale może to tytułowy bohater? Zrodzony z tego, co sobie wyobrażałam w swojej głowie był czymś w rodzaju ośmiornicy, ale o większej ilości macek i potrafiącej zmieniać kształt. Jego relacja z Rachel, która była narratorką w powieści wyglądała na pozornie zupełnie przyjazną, ale tak naprawdę czytelnika pcha w lekturze do przodu chęć poznania rozwoju tej więzi i zamiarów Zrodzonego. Sam stwór jest nie tylko intrygujący, ale i komiczny w swoich próbach poznawania świata.

A czy sam świat jest warty poznania? To zależy. Z perspektywy czytelnika Miasto stające się polem bitwy dwóch wrogów to obszar zniszczony, niebezpieczny, pełen pułapek. VanderMeer opisuje swoje Miasto, istniejące gdzieś na jakimś świecie, prawie bez przeszłości i przyszłości w sposób niemalże hipnotyzujący. Jest i trochę psychodelii, pojawiają się substancje odurzające, dwie jednostki skazane na siebie, a równocześnie zdolne do samodzielnej walki o przetrwanie. Ta relacja głównych postaci to było coś prostego i skomplikowanego zarazem, bo z jednej strony naszą bohaterkę ciągnęło do towarzystwa Vica, a z drugiej nie miała problemu, żeby samodzielnie podjąć działanie i zadbać o siebie i o Zrodzonego.

W powieści największą tajemnicę i źródło wszelkich nieszczęść stanowi Firma, miejsce biotechnologicznych eksperymentów wydające na świat groźne, niepokojące i toksyczne stwory. Jeżeli czegoś mi zabrakło, to jedynie pogłębienia tego motywu - dostajemy na ten temat informacje, ale dość uszczuplone i jedynie podsycające apetyt na więcej. Jak dokładnie wyglądały te eksperymenty? Kto wpadł na takie pomysły i jaki był tego cel?

Chwilami czytając Zrodzonego miałam ciarki, ale i tak chciałam czytać dalej, co ciekawe, pozostawać w tym brudnym, ponurym, niemalże całkiem wyjałowionym świecie i poznać wszystkie jego zakamarki. Klimat powieści trochę kojarzył mi się z Mroczną wieżą Stephena Kinga. Bardzo ciekawym jest to, że świat fascynuje pomimo tego, że nie za bardzo wiemy, co działo się kiedyś i czy bohaterowie tęsknią za lepszymi czasami (na pewno o nie walczą, ale czy tęsknią?) i właściwie autora trzeba docenić właśnie za umiejętność tworzenia czegoś z niczego.

W tomie ze Zrodzonym znajduje się również opowiadanie Dziwny ptak. Dotyczy tego samego uniwersum i kolejnego niekonwencjonalnego stwora, który niespodziewanie staje się przybocznym Magiczki. Dostajemy też kilka ciekawych informacji o niej samej i mamy możliwość zapoznania się z jeszcze jednym kawałkiem świata Zrodzonego. Niemniej jednak opowiadanie nie wciągnęło mnie aż tak, jak powieść, choć stanowi dobre dopowiedzenie kilku kwestii z głównej fabuły.

|tyt. oryg: Borne. The Strange Bird., Jeff VanderMeer, wyd. Mag, 377 str., 2016, 2018|

Komentarze