Pan lodowego ogrodu - Tom I (Jarosław Grzędowicz)

Planowałam zakup i lekturę Grzędowicza już na pierwszym roku studiów, czyli pięć lat temu. W końcu się ziściło. Sięgając po tytuły, które cieszyły się popularnością lata z jeszcze większą mocą odczuwam swoje pozostawanie w tyle, jeżeli chodzi o literaturę. A z drugiej strony - nienawidzę presji związanej z odczuciem, że wszyscy wokół czytają, każdy mówi o tym samym autorze i komentuje te same rozwiązania fabularne czy też finał.

Tom pierwszy Pana Lodowego Ogrodu okazał się ciekawym i całkiem emocjonującym rozpoczęciem przygód Vukko Drakkainena. Autor osadził bohatera w realiach "rozpoznawania" nowego terenu i to jakiego - obcej planety, na której pada wszelka elektronika, za to rządzą siły nadprzyrodzone, trudne do zrozumienia i okiełznania. Pomimo tego, że jest to dopiero wprowadzenie, to Grzędowicz stawia na wartką akcję i dużo przygód. Uważam, że to całkiem przyzwoity kawał fantastyki, a w fabułę można łatwo się wciągnąć. Szczególnie przypadł mi do gustu motyw Cyfrala, który uważam za dość nietypowe urozmaicenie postaci Drakkainena. I pomimo tego, że książka jest powszechnie określana jako mieszanka fantasy i science fiction, to jednak tego pierwszego mamy więcej.

Kreacja świata przedstawionego nie rzuca na kolana, ale jest na tyle pomysłowa, że nie ma na co narzekać. Motywy nadprzyrodzone, magia i klasyczne "niepokojące zdarzenia", które zakłócają codzienny ład życia mieszkańców Midgaardu to taka klasyczna kompozycja będąca dobrym fundamentem do skonstruowania ciekawej historii. Zabrakło mi trochę szczątkowo nakreślonych motywów "tropienia" przez Vuko zaginionych ludzi, którym został wysłany jako pomoc ratunkowa. W pewnych momentach wyglądało na to, że Grzędowicz trochę nie wie, jak pchnąć akcję do przodu i trochę kręci się w miejscu, a czytelnik lekko znużony traci koncentrację na lekturze. Autor posługuje się zupełnie przystępnym stylem, a równocześnie nie przemęcza czytelnika niepotrzebnymi językowymi wymysłami i nie przestawia na siłę szyku zdania.

Jako największy minus mogę uznać trochę zbyt oszczędne przedstawienie głównego w tym tomie antybohatera. Zostaje on na scenę "wrzucony" trochę ni z gruchy ni z pietruchy, wypowiada kilka sztampowych kwestii i nie przekonuje swoją koncepcją na realizację mrocznego planu.

Niemniej jednak głównego bohatera da się polubić i to całkiem szybko, podobnie jak i jego konia i kibicować tej dwójce w wędrówce przez Midgaard. Lektura sympatyczna, choć nierówna i nie pozbawiona słabszych, mniej wciągających fragmentów. Niemniej polecam i z optymizmem planuję sięgnięcie po kontynuację.

|tyt. oryg. Pan lodowego ogrodu, Jarosław Grzędowicz, wyd. Edipresse, 440 str., 2005, 2018 (wyd. w kolekcji), Pan Lodowego Ogrodu - TOM I|

Komentarze