Domostwo błogosławionych (Catherynne M. Valente)


Mój plan czytelniczy na grudzień zakładał sięganie po sprawdzonych autorów, których twórczość sprawi mi satysfakcję, pozwoli się rozmarzyć, zrelaksować, nacieszyć... takie tam tytuły, przy których nie będę narzekać ani się nudzić. Koniec roku a takim sprawdzonym, pewnym klimacie "moich pisarzy". Valente rozpoczęła ten mój grudzień stawiając kolejnym autorom wysoką poprzeczkę i coś czuję, że nikt jej nie przebije.

Domostwo błogosławionych jest historią o Janie Prezbiterze, zapatrzonym w Boga głęboko wierzącym człowieku, który odkrywa niesamowite krainy, daje się porwać ich mieszkańcom i wystawia swoje przekonania religijne i wiarę na poważny sprawdzian. Z drugiej strony mamy wyznania Hioba, który śledzi historię Prezbitera w księgach-owocach pewnego drzewa, z czasem całkowicie się w nich zatracając. Catherynne M. Valente komponuje przepiękną baśń, przy wykorzystaniu powszechnie znanych motywów biblijnych i wytworów jej niesamowitej wyobraźni.

Nie wiem, co ta kobieta bierze, ale ja też chcę, żeby tak pisać. Pewnie coś do rzeczy ma też wyobraźnia, a Valente naprawdę ma się czym popisać. Poetyzm jej stylu mnie osobiście rozbraja. Zazwyczaj bywa tak, że nie przepadam za takim stylizowaniem języka na siłę, a u niej wszystko jest subtelne, naturalne i po prostu w punkt. W dodatku bardzo delikatnie udaje się autorce ubrać w słowa rzeczy doniosłe, rzeczy wyjątkowe i też te zupełnie przyziemne.

Dostrzegam w Domostwie błogosławionych nie tylko inspirację biblijnymi motywami, ale też tymi ze wschodu, nadającymi realiom powieści Valente egzotycznej nutki. Warto jednak skoncentrować się na lekturze, przynajmniej na początku, szczególnie, jeśli akurat nie jest się tak zapatrzonym w twórczość autorki czytelnikiem, jakim jestem ja. W moim przypadku sięganie po książki Valente to fala dzikiej ekscytacji, podniecenia, normalnie jak gwiazdka przed gwiazdką, ale zdaję sobie sprawę, że nie każdemu te jej powieści mogą tak od razu się spodobać. Dlatego proponuję jej twórczość przyswajać powoli, koncentrując się na szczegółach, pozwalając swojej wyobraźni na rozkręcenie się.

Ta opowieści o tęsknocie, marzeniu i pragnieniu to w wykonaniu Valene małe arcydzieło. Określenie "małe" tyczy się tylko i wyłącznie niewielkiej i wręcz zasmucającej objętości książki. Natomiast historia o Janie Prezbiterze, jego wierze i poszukiwaniach oraz niesamowitych światach, jakie przemierza to niemalże doskonała baśń dla dorosłych. Nie wiem, co Valente ćpa, ale muszę się dowiedzieć i też zacząć brać. Poetyzm języka zapiera dech, poprowadzenie fabuły wyciska łzy z oczu, subtelność świata i bohaterów zachwyca, a autorka popisuje się niesamowitą wręcz wyobraźnią. Valente w przypadku elegii o Janie Prezbiterze czerpie z zasobów biblijnych treści i w nowe szaty ubiera przypowieści i wątki, które znamy wszyscy. Jestem zachwycona jej twórczością, wiem, że wrócę do niej nie raz i na pewno odkryję jeszcze mnóstwo treści w tych jej cienkich książkach. Tak, dziewiątka, bo Domostwo błogosławionych jest za krótkie i ja się na to nie godzę...

|Catherynne M. Valente, tyt. oryg. Habitaton of blessed, wyd. Mag, 272 strony, 2010, 2018|

Komentarze