Uskutecznienie poznawania twórczości Martina innej niż Pieśń Lodu i Ognia rozpoczęłam od Przystani wiatrów. Niewątpliwie pociągał mnie motyw przewodni książki (czy też zbioru trzech nowelek) - czyli lot. Martin w kooperacji z Tuttle stworzył dość ponury i surowy świat, w którym lotnicy są wybrańcami potrafiącymi wzbić się nad ziemię, okiełznać wiatry i dzięki temu skomunikować ze sobą wyspy nosząc przeróżne wiadomości.
Czy jestem usatysfakcjonowana z lektury? Na pewno jej nie żałuję, bo uwielbiam tego rodzaju klimaty - wszechobecny wiatr, bezkres morza, od czasu do czasu jakaś skała wystając spomiędzy wzburzonych fal. Natomiast sam motyw lotników trochę mi nie zagrał. Z jednej strony są jakby "kastą wybranych", tymi, którzy z racji umiejętności latania wynoszą się ponad lądowców, a z drugiej są na ich usługach, latają między wyspami (między którymi da się też notabene przepłynąć, no ale dobra, to trwa dłużej) i robią za posłańców.
Dwójka autorów stworzyła trzy nowelki ze świata Przystani wiatrów, których główną bohaterką jest Maris - potomkini lądowców przygarnięta przez lotników. Obserwujemy jej walkę o posiadanie skrzydeł, próbę zmiany tradycji od lat obowiązującej w świecie lotników oraz kłopoty wynikającej ze starcia starego i nowego porządku. To taka historia o upartej dziewczynie, która chce dopiąć swego. Jej relacje z przyjaciółmi i wrogami są dość topornie nakreślone, a sylwetki bohaterów zazwyczaj koncentrują się na jednej, dwóch cechach.
Zostają też wykorzystane motywy znane i powszechnie eksploatowane w fantasy - zdrada, odmienność, walka o władzę. Podczas lektury miewałam wrażenie, że niektóre z tych wątków zostają potraktowane nieco zbyt powierzchownie, ale też nie raziło to specjalnie w oczy jakimś zupełnym brakiem logiki.
Pomimo, że nie byłam specjalnie zaangażowana w rozwój wydarzeń, to docenić muszę przystępność i łatwość w przyswajaniu języka. Poza motywem latania, który ewidentnie wprowadza podziały w społecznościach Martin i Tuttle nie zaproponowali niczego nadzwyczajnego, ot przystępną przygodówkę w zadowalająco wykreowanym uniwersum, które miało potencjał, ale i pewne luki.
|tyt. oryg. Windhaven, George R. R. Martin, Lisa Tuttle, wyd. Zysk i S-ka, 404 strony, 1981, 2013|
Komentarze
Prześlij komentarz
Drogi czytelniku, liczę na to, iż pozostawisz po sobie coś więcej niż tylko dwu wyrazowe stwierdzenie "Chyba przeczytam", albo "Brzmi ciekawie". Byłabym niezmiernie wdzięczna za lekkie wysilenie się co do treści zamieszczanej w komentarzu.
Z góry dziękuję za wszelkie opinie, nie tylko pozytywne, ale i krytyczne, jestem otwarta na sugestie i skłonna do podjęcia dyskusji.