Mój luty

Luty okazał się miesiącem trochę ciężkim organizacyjnie, ale mimo wszystko udanym, bo dostałam pracę. Co więcej, w fajnym zespole, nie za daleko od mojego miejsca zamieszkania i taką, która specjalnie mnie nie męczy. Owszem, mam mniej czasu do czytania, lecz z drugiej strony jestem też lepiej zorganizowana.

Psinka, z którą prawie dwa tygodnie lutego spędziłam. Roxy jest psem mojej siostry, ale ta wraz z mamą wyjechały za granicę, a z psem zostałam ja. I właśnie z tego względu luty był tak ciężki organizacyjnie, ale dałam radę ;)
Cudowne wydanie Mechanicznego Iana Tregilisa i... śmieszna literówka w tytule, na szczęście nie na okładce... 

I pozostałe lektury. U góry te słabsze, na dole lepsze. Mało robiłam w tym miesiącu ciekawych zdjęć "świata", bo nie było kiedy. Może w marcu, jak zrobi się wiosennie, to coś mi się uda fajnego uchwycić.

W lutym udało się trochę poczytać. Obejrzałam też jeden oscarowy film, co i tak zasługuje na uznanie, z racji tego, że zwykle w ogóle nie udaje mi się obejrzeć nominowanych produkcji. Mowa o La La Land, który na kolana mnie nie rzucił, ale był dobrym filmem.

W tym najkrótszym miesiącu wpadło mi na konto przeczytanych pięć pozycji. Jak na tak intensywny okres to całkiem nieźle, choć z jedną powieścią się nie wyrobiłam, mimo, że planowałam. W każdym razie, najlepsza powieścią zdecydowanie okazał się Mechaniczny Tregilisa, a najsłabszą Tengu Mastertona. Nigdziebądź nie porwało, a recenzję Pachnidła przygotuję w ciągu kilku nadchodzących dni. No i trwa moje przygoda z Shakespearem - poznałam już Poskormienie złośnicy, które okazało się bardzo humorystyczną lekturą. Czy w marcu utrzyma się tendencja jednego dramatu na miesiąc nie wiem, choć będę się starała, by tak pozostało. Niemniej jednak Shakespeara oczywiście polecam!

Powodzenia w marcu życzę, sobie i wszystkim!


Komentarze