źródło |
Święto lasu, DżejEr dała radę dotrwać do końca nie tylko sezonu pierwszego, ale i jeszcze drugiego. A więc może podzielić się opinią o kolejnej partii przygód czarownic z Massachusets. Wielki rytuał doszedł do skutku, czego wszyscy zapewne się spodziewali i teraz pora na... no właśnie, na co?
John Alden buja się Indianami, więc pewnie nic dobrego z tego nie wyjdzie, a Mary, Tituba i inne czarownice knują nowe intrygi. Nie mogę napisać za wiele, bo sporo bym zdradziła tym, którzy nie widzieli jeszcze pierwszego sezonu. Ale w kontynuacji pojawia się kilka nowych postaci, który zdobywają ciekawość, a czasem i sympatię widza.
W zasadzie zastanawiam się nad koncepcją tego serialu, bo jest on bardzo... niejednoznaczny. Bo jak inaczej wyjaśnić, że w jednym odcinku wyzywam Mary Sibley od najgorszych, a w następnym jej kibicuję i gorąco liczę na to, że uda się jej zrealizować jej plan? I w zasadzie zmuszona jestem do tego, żeby kibicować złu, które jest nim chyba tylko na pierwszy rzut oka. Ale nie do końca nim jest.
Nowi bohaterowie wnoszą trochę świeżości i niepewności, szczególnie hrabina Marburg i doktor Wainwright. Przyznam, że ten sezon wypadł lepiej, niż poprzedni. Wydaje mi się, że na początku każdego serialu, trzeba jakoś zawiązać akcję i dlatego jest tak nudno i dlatego też ciężko mi przebrnąć przez początki każdej produkcji, Tym bardziej uznaję za wielki sukces, że dobrnęłam do drugiego sezonu. Choć jego początek też nie był najciekawszym. Początek był średniej jakości, natomiast środek i sama końcówka bardzo mnie wciągnęły i tylko jeden lub dwa odcinki po drodze trochę mnie znużyły.
Jednym z powodów, dla których oglądam Salem jest przepiękna kolekcja sukien z tamtego okresu. Gdy na ekranie pojawiała się Mary albo Anne Hale wręcz pożerałam wzrokiem te kreacje! I tutaj plus za obrazy dodające trochę estetyki serialowi, równoważące wszelkie obrzydlistwa, jakie producenci zdecydowali się sprezentować, jako choćby chorzy na czarną ospę mieszkańcy miasteczka.
Bardzo dużo dzieje się w tym sezonie i jestem pod wrażeniem, że aż tyle. Bohaterowie mają swoje wzloty i upadki. Pojawia się sporo elementów fantastycznych, a zatem czarownice nadal są w formie. Swój początek, choć trochę niegodny pochwały, ale zawsze, ma wątek romantyczny między dwójką moich faworytów. Niektóre postacie przechodzą całkiem konkretną przemianę.
Salem nie jest serialem, którego tematyką są tylko intryganckie czarownice. Dostrzec tam można wiele różnorodnych obrazów zepsucia, poświęcenia, pasji. Kilka poważnych wyborów, kilka misji na pozór samobójczych. Sezon drugi serialu wypada dużo lepiej niż pierwszy, nie tylko dlatego, że John Alden skrócił włosy. Tak więc polecam - to tylko 13 odcinków, zarówno w sezonie pierwszym jak i drugim, a zapewni kilka wieczorów (w moim przypadku kilkanaście i to z przerwami, ale to ja...) ciekawej rozrywki w znakomitym klimacie.
Komentarze
Prześlij komentarz
Drogi czytelniku, liczę na to, iż pozostawisz po sobie coś więcej niż tylko dwu wyrazowe stwierdzenie "Chyba przeczytam", albo "Brzmi ciekawie". Byłabym niezmiernie wdzięczna za lekkie wysilenie się co do treści zamieszczanej w komentarzu.
Z góry dziękuję za wszelkie opinie, nie tylko pozytywne, ale i krytyczne, jestem otwarta na sugestie i skłonna do podjęcia dyskusji.