Cyrk


A zatem w moje ręce wpadła powieść szpiegowska. Pierwszym skojarzeniem okazał się naturalnie James Bond, którego nigdy nie oglądałam, co wydaje się równie oczywiste, bo mam sporo zaległości z takimi arcydziełami kinematografii. Ale nie ważne, kiedyś zapewne nadrobię, jednak nie śmiem nawet porywać się na jakiekolwiek spekulacje co do tego, kiedy to nastąpi. Sam temat kontrwywiadu i agencji z różnych krajów, które dzięki swoim posunięciom mogą kontrolować kwestie wagi państwowej jest dla mnie bardzo ciekawym wątkiem, który ma spory potencjał w książkach. 

Teraz zrobię coś, czego nie robię zazwyczaj - przedstawię bardzo krótko postać autora, żeby mieć punkt wyjścia do kolejnych rozważań. Alistair MacLean jest szwedzkim autorem książek historycznych, kryminałów i powieści sensacyjnych. O ile mój tok rozumowania jest poprawny, to Cyrk miał się zaliczać do tej ostatniej kategorii. Niestety, nie wszystko w książce wskazywało na właśnie tą kategorię. Co mi się podobało, a do czego jestem w stanie się przyczepić i nie odpuścić?

Głównym wątkiem książki jest podróż słynnego cyrku po Europie Wschodniej. Jest to jednak przykrywka dla działań amerykańskiego kontrwywiadu, który musi dostać się do niemieckiej miejscowości Krau i zdobyć notatki naukowca dotyczące niszczycielskiej antymaterii wraz z twórcą tej formuły. Brzmi całkiem ciekawie, prawda? Możnaby przypuszczać, że pojawi się kilka intryg, ciekawi bohaterowie i sceny mrożące krew w żyłach. Tak jest, ale w nielicznych i bardzo krótkich momentach...

Bohaterem, na którym skupia się akcja książki jest cyrkowy iluzjonista i mistrz akrobacji na trapezie Bruno. Bardzo żałuję, że ta postać nie zyskała mojego wystarczającego zainteresowania poza faktem, że to na niej musiałam się koncentrować, żeby śledzić dalszy tok wydarzeń. Bruno pomimo nietypowych profesji nie wyróżnia się charakterem i tylko sporadycznie zalicza jakieś ciekawsze "odzywki". Fakt faktem, jego wyczyny na trapezie z zawiązanymi oczyma są ciekawym elementem i wyzwalają u czytelnika nieco adrenaliny, a i również pobudzają wyobraźnię. Niestety kiedy przychodzi nam zmagać się z miernej jakości wątkiem miłosnym istniejącym "na pokaz" i jako mistyfikacja ujmuje punktów książce i postaci Bruna.

W książce w czasie pokazów cyrkowych da się wyczuć pełen napięcia i podniosłości klimat a także ten specyficzny rodzaj zabawy - takiej, jakiej dostaniemy tylko w cyrku. Jako dzieciak lubiłam chodzić w takie miejsca i wręcz fascynowałam się pokazami akrobatów (klowny mnie zawsze nudziły) i iluzjonistów. Podobały mi się też treserzy z dzikimi zwierzętami, ale wtedy nie docierało do mnie to, że tygrysom i słoniom lepiej byłoby na wolności wśród ich dzikich pobratymców. Jednak książka zafundowała mi powrót do przyjemnych wspomnień z dzieciństwa, o których myślałam, że całkowicie wyleciały mi z głowy. Szkoda, że fragmentów z występów jest tak niewiele.

Sam początek Cyrku wzbudził we mnie różne odczucia, bo z jednej strony autor zafundował nam dwie bardzo szokujące niespodzianki, a z drugiej jego język na samym początku specjalnie mnie nie wciągnął. Styl był na początku ciężki, dopiero po kilkudziesięciu stronach coś mi przeskoczyło w głowie i szłam jak burza przez kolejne rozdziały. Jeżeli chodzi o napięcie - pojawiało się punktowo i szybko opadało, a kilka "zagrywek" nie zostało wystarczająco dokładnie wyjaśnionych. Muszę się też trochę czepić do dialogów - czasem dwustronicowa rozmowa jest przeprowadzona bez żadnej narracji. W sensie, że po wypowiedzi bohatera nie ma myślnika i dopisu "- rzekł Bruno z konsternacją na twarzy". Po pierwsze - gubiłam się wśród słów padających ze strony bohaterów, a po drugie nie potrafiłam sobie w głowie "ożywić tego dialogu".

Wymieniłam w książce sporo wad i nie wiele zalet. Ale jednak dobrze mi się spędziło z nią te trzy dni i nawet momentami zdarzało mi się podśmiewać przy co błyskotliwyszych uwagach autora, lub robić tak zwanego "karpika", gdy okazywało się, że autor mocno mnie czymś zaskoczył. Myślę, że jeszcze kiedyś sięgnę po książki Alistaria MacLeana, zobaczymy, czy jeszcze mnie zaskoczy, lub do siebie zniechęci...

Moja ocena; 6/10

Przeczytane w ramach wyzwania Przeczytam tyle ile mam wzrostu: + 1,3 cm

Wrzucona wersja okładki różni się od tej, która zdobiła czytane przeze mnie wydanie, nie mogę nigdzie znaleźć swojej wersji, a telefon, w którym mam zdjęcie nie chce współpracować z kompem. Sorry, Winteou. Metryczki też nie będzie, bo w moim egzemplarzu brak jakichkolwiek informacji wydawniczych, jak coś, to można zerknąć na profil książki na LC, tutaj.

Komentarze