Aby w dystopijnym klimacie pozostać
zaraz po lekturze Iskry sięgnęłam po Przez burze ognia. Nabyłam
książkę kilka miesięcy temu wielce uradowana, że po tak niskiej
cenie stosunkowo nową książkę dorwałam. Naczytałam się sporej
ilości recenzji, większości pozytywnych. Ale mój entuzjazm
osłabł, gdy tuż przed zabraniem się za książkę natrafiłam na
dwie opinie określające ją jako dość przeciętną i jedną,
która wręcz do kiczu i tandety porównywała dzieło Rossi. Efektem
tego wszystkie było moje neutralne podejście do książki. Nie
miałam żadnych oczekiwań, jak też nie zakładałam z góry, że
będzie to dno. I dobrze zrobiłam...
Aria mieszka w kopule i wraz z
przyjaciółmi postanawia skorzystać z awarii systemu i wydostać
się na jakiś czas na zewnątrz. Na zewnątrz szaleją z małymi
przerwami, burze eterowe, biegają Dzicy (półnadzy i z bronią,
czyli nie jest źle...) jak też powinny materializować się bajki
opowiadane przez ludzi, którzy całe życie spędzili pod kopułą.
W wyniku bezmyślności jednego z rówieśników Arii dochodzi do
wypadku i to tradycyjnie na dziewczynę spada wina. Aria, obwiniana
za coś, czego nie zrobiła zostaje wygnana i musi zacząć wieść
żywot wśród Wykluczonych.
Początek książki wlókł się
okropnie. Nie wiedziałam o czym czytam, bohaterów zbyt dobrze nie
rozróżniałam, a i z pojęciami zastosowanymi przez autorkę miałam
problem. Nie potrafiłam dobrze uzmysłowić sobie, co z czym się
je. Plątanina ta zawiera się na około dziewięćdziesięciu
stronach i jest do przebrnięcia, o ile czytelnik nie stara się zbyt
dużo myśleć. Gdy już ogarniemy się w fabule i postaciach
kolejnym niezbyt przyjemnym punktem naszej wycieczki „przez burze
ognia” jest Aria. Rozumiem, że znalazła się w obcym środowisku,
nie wie, jak się zachować i obawia o własne życie. Ale niektóre
jej akcje doprowadzały mnie do szalu. Na jej miejscu zachowałabym
zimną krew i uczyła się na obserwacji. Starała się podpatrywać
u Perry'ego (do którego przejdę za moment) co robi, żeby przetrwać
i wyciągała wnioski. A nie wiecznie zamartwiała się nad swoim
położeniem i zastanawiała „co to będzie, jak dojdzie do tego i
tego”. Głupota, ckliwość i nierozgarnięcie Arii potrafią
wkurzyć i zwątpić w rzekomy wysoki poziom książki. Rzekomy, bo
na pewno wysokim go nazwać nie można.
Bądź co bądź, autorka na odrobinę
oryginalności się wysiliła i wymyśliła burze terowe. Okej, ale
czy nie powinien to być jeden z główniejszych punktów programu?
Zagrożenie związane z tym zjawiskiem atmosferycznym zostało
postawione na równi z innymi niebezpieczeństwami. Napis na okładce
gdłosi „Milion sposobów by zginąć. Jeden, by przetrwać”. Z
hasłem tym zgodzić się nie zgodzę, bo doliczyłam się
maksymalnie czterech zagrożeń i to zmniejszających się do trzech,
jeżeli zawrzeć z odpowiednimi grupami sojusz... Sposobów na
przetrwanie na pewno jest więcej niż jeden. W ten oto sposób jedną
zaletę zamieniłam na kolejny kulejący element.
Perry. Peregrine. Brat wodza krwi
plemienia Fale. Wyrusza w niebezpieczną podróż w poszukiwaniu
swego bratanka, a jego droga, jak nie trudno się domyślić,
skrzyżuje się ze ścieżką Arii. Jako małomówny, naburmuszony i
gburowaty Scir Perry był fajny. Potem z powodu Arii zmienił się w
przewrażliwionego i nieco porywczego chłoptasia. Rozumiem, że gdy
już poznał Arię miał coś, na czym mu zależało, ale odrobinę
rozsądku zachować by mógł. Niemniej jednak jego postać
najbardziej przypadła mi do gustu i był do pewnego momentu miłą
odskocznią od zagmatwanych i nudnych jak flaki z olejem myśli Arii.
Czytając Przez burze ognia nie mogłam
pozbyć się wrażenia, że niektóre elementy zostały zapożyczone
z innych lektur. Przeciętność momentami aż biła ze stron
powieści i wątek miłosny nie specjalnie podrasował wizerunek
książki. Nie zmienia to faktu, że jak już przebrniemy przez
początkowe rozdziały i przymkniemy oko na rozterki miłosne
głównych bohaterów książka staje się całkiem znośną lekturą
nie wymagającą dużej ilości skupienia. Przyłapywałam się na
tym, że od czasu do czasu po przeczytaniu jednej strony nie
specjalnie orientowałam, co się na niej wydarzyło. Czytałam
dalej, więc bezproblemowo można się połapać nawet po
przegapieniu kilku akapitów. A wracać do nich nie ma co. Trochę
się dłuży, męczy i nudzi, ale myślę, że pomimo sporej ilości
wad i kilku plusów sięgnę po drugi tom. Jeżeli tylko znajdę go
na jakiejś promocji, to bez większego entuzjazmu, ale z nutką
zaciekawienia przeczytam o dalszych losach Perry'rgo i Arii.
Moja ocena: 6,5/10
Autor: Veronica Rossi
Wydawnictwo: Moondrive
Ilość stron: 360
Rok wydania: 2012 (oryginał), 2013 (W Polsce)
30-day Book Challenge: Day 22
***
Książka, która powoduje u mnie płacz
Ostatni tom Opowieści z Narnii. Płakałam na nim cztery razy, a ja przy książkach zazwyczaj nie płaczę. To, jak autor poprowadził wątki, to, w jaki sposób wszystko się rozwiązało i straty poniesione w Ostatniej bitwie... Ach, dlaczego no, ja się pytam??? Recenzja TU.
Nie mogę jakoś przekonać się to tej książki. Skoro czytam jaka ona jest nudna itp to aż szkoda mi czasu na nią :D
OdpowiedzUsuńPo książkę zabieram się od jakiegoś czasu, ale szczerze mi to nie wychodzi;( Do tej pory przeczytałam tylko 3 tomu "Opowieści z Narnii", ale zamierzam to nadrobić;D
OdpowiedzUsuńJa osobiście "Przez burzę ognia" uwielbiam. Czytałam ją jeszcze na długo zanim pojawiła się w Polsce :)
OdpowiedzUsuńzgadzam się z recenzją w dokładnie w 100% procentach.
OdpowiedzUsuńnigdy nie miałam okazji przeczytać całej Narnii - czytałam tylko tom pierwszy drugi i czwarty (może trzeciego nie było, nie wiem xd). może kiedyś to nadrobię?
Czyli nie jest tak tęczowo, jak to wszyscy opisują? Mam na półce, kiedy przeczytam... No właśnie, kiedy :D
OdpowiedzUsuńRecenzja nie brzmi zachęcająco. Co do Opowieści z Narni to marzę by przeczytać wszystkie, ale jakoś wszystko wskazuje na to, że nie będę miała okazji. Na razie dotarłam do "Srebrne krzesło".
OdpowiedzUsuńRaczej sobie ją podaruję, natomiast Opowieści z Narnii jeszcze nie czytałam, ale na pewno po serię sięgnę. (Tylko ciekawe kiedy? ;))
OdpowiedzUsuńKoniecznie będę musiała przeczytać :)
OdpowiedzUsuńMam ją w planach :D
OdpowiedzUsuńHmm, raczej nie dla mnie. Nic mnie tak nie denerwuje jak książki w których niektóre pomysły zostały 'podprowadzone' z innych powieści. Powieść traci swój osobisty urok. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńChciałabym przeczytać "Przez burze ognia" :)
OdpowiedzUsuńSama nie wiem, czy chcę przeczytać tę książkę :) jak będzie w bibliotece to pewnie się skuszę :)
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu tej recenzji... Nie nachodzą mnie żadne wnioski. Pierwszy raz. Może to ta pora? Tak, to na pewno pora. Albo bezpłciowość lektury, jak kto woli. Jedno jest pewne: po książkę sięgać nie zamierzam. Przede wszystkim przez te przytoczone przez Ciebie minusy, które dla mnie są ogromnymi ujmami w każdej książce.
OdpowiedzUsuńMiałam podobne odczucia, ale jeszcze bardziej negatywne. Książka w ogóle mi się nie spodobała i na pewno nie sięgnę po kolejny tom.
OdpowiedzUsuń(Szał nominacji powraca) Witam i zapraszam do odebrania nagrody Liebster Award na moim blogu.
OdpowiedzUsuńMam mieszane uczucia co do tej książki. Z jednej strony chcę ją przeczytać, ale również nie ciągnie mnie do niej tak bardzo żebym aż szalała na jej widok :)
OdpowiedzUsuńJak będzie w bibliotece, albo jakaś koleżanka będzie mieć to pożyczę, ale zakupu jakoś nie planuję. Nie wydaje mi się taka wyjątkowa, by wydawać na nią pieniądze :)
Miałem przeczucie, że ocenisz ją na przeciętną, ale w sumie nie wygląda to tak źle. Kiedyś przeczytam.
OdpowiedzUsuńCo do książki wywołującej płacz, to wiele mnie wzruszyło, ale chyba żadna nie wywołała we mnie łez. Wyjątkiem był ostatni tom Serii Niefortunnych Zdarzeń, ale wtedy bardziej przeżywałem fakt, że to już koniec :P
O książce naprawdę wiele słyszałam.
OdpowiedzUsuńOstatnimi czasy ciągle spotykam się z jej recenzjami.
Aczkolwiek do mnie powieść nie przemawia.